Byłabym wdzięczna, gdyby komentarze pozostawiane przez Was na Halft-Theos były sensowne i zawierały w miarę bogatą opinie na temat bloga. Wytknijcie błędny, powiedzcie co Wam się podoba, a co nie. Z góry dziękuje i pozdrawiam.

Panna Kunegunda

środa, 20 listopada 2013

Rozdział IV


Luka siedział z siostrą w jej pokoju. Nie odzywał się, tylko ją obserwował. Spoczywała na krawędzi łóżka z zatroskaną minę, a jej oczy utkwione były w nieokreślonym punkcie na ścianie. Wiedział, że dziewczyna gorączkowo myśli o fakcie, iż Fabian został jej opiekunem. Bała się, że kuzyn zrobi z niej marionetkę, która będzie na każde jego skinienie. Zresztą, Luka nie dziwił się jej obawą. Fabian zawsze próbował podporządkować sobie jego i Wiktorię, a teraz przynajmniej w jednym przypadku, będzie miał do tego doskonałe warunki.

-Siostra, nie myśl już tak nad tym -powiedział po chwili Luka, wyrywając przy tym dziewczynę z zadumy. Chciał odciągnąć jej myśli od tej ponurej sprawy.

-Ta... Łatwo ci to mówić, bo nie będziesz miał Fabiana cały czas nad głową -mruknęła pod nosem Wiktoria.

Luka westchnął. Podszedł do siostry i klęknął naprzeciw niej.

-Obiecuje, że zajmnę się Fabianem, tak by się nad tobą nie znęcał -powiedział Luka i dodał widząc wątpliwości w jej oczach: -Zaufaj mi.

Wiktoria tylko przytaknęła głową, jednak zmartwienie zniknęło z jej twarzy. Chłopak widząc to ucałował ją w czółko, tak jak robili to niegdyś ich rodzice.

-Tylko już się nie pakuj w żadne kłopoty, przez tego bufona -dodał Luka, następnie wstał i przeciągnął się, ziewając z szeroko otwartą buzią. Jeszcze chwile popatrzył troskliwie na siostrę, po czym zaczął kierować się ku drzwiom wyjściowym.

-Przepraszam, że musiałeś się dzisiaj o mnie martwić -rzekła Wiktoria, gdy Luka stał już w progu jej pokoju.

-Wiesz sama, że nie chce być wobec ciebie taki ostry, bo czuje się wtedy jak Fabian. Rozumiem, że Marcel wielokrotnie ci pomagał, gdy mdlałaś, jednak ja nadal się o ciebie boje. To może być egoistyczne z mojej strony, ale nie chce stracić kolejnej bliskiej mi osoby -wyjaśnił Luka, uśmiechając się niemrawo do siostry i zaraz wyszedł z jej pokoju.

Może rzeczywiście nie powinien, aż tak się na nią dziś denerwować? Zapytał sam siebie. Jednak Luka, gdy choroba Wiktorii dawała o sobie znać, bardzo się o nią bał. Chciał mieć ją wtedy blisko siebie, by w razie czego móc jej pomóc. Podświadomie wiedział, że w slamsach nic jej się nie stanie, ale obawy brały nad nim górę. Nie chciał tego robić, gdyż domyślał się, że Wiktoria musiała czuć się jak na smyczy. Jednak jak inaczej miał jej pomóc?

Luka począł kierować się w stronę pokoju Fabiana. Musiał przecież dotrzymać złożonej obietnicy. Zapukał do drzwi, a gdy usłyszał pozwolenie, wszedł do środka. Fabian siedział przy pokaźnym biurku, pogrążony w lekturze. Miał nieco zaskoczony wyraz twarzy, gdy zobaczył Luke.

-Co się stało, że mój ukochany kuzyn przyszedł mnie odwiedzić? -zapytał Fabian, odkładając książkę na bok i prostując się w fotelu.

-Myślę, że wiesz w jakiej sprawie tu przyszedłem.

-Zapewne, chodzi o Wiktorie. No bo, tylko wtedy nie zachowujesz się jak rozpieszczony dzieciak -zakpił Fabian i po chwili dodał rozmarzonym tonem: -Gdybyś był taki poważny przez cały czas... Niestety, zapewne zostanie to tylko mą fantazją.

Luka w odpowiedzi na słowa kuzyna, tylko przewrócił oczami. To prawda, że zachowywał się odpowiedzialnie tylko, gdy chodziło o Wiktorię. Jednakże działo się tak, dlatego, że tylko ją uważał za kogoś istotnego. Nie liczyło się dla niego nic, poza nią. Treningi, etyka, klan -to wszystko było nieważne, więc dlaczego miałby się tym przejmować?

Luka i Wiktoria od samego początku, gdy zamieszkali w siedzibie głównej klanu, nie potrafili dogadać się z resztą rodziny. W konflikty wchodzili głównie z Fabianem. Starszy kuzyn próbował wpłynąć na nich wszelkimi sposobami. Zmienić w kolejne zdyscyplinowane indywiduum klanu. Dopasować ich do mechanizmu, który zmienia jednostkę w niemyślące istoty, postępujące według ścisłych wartości i reguł. Oni tego nie chcieli nie akceptowali bycia masą. Chcieli mieć własne poglądy, niezależne od innych. Starszy kuzyn tego nie tolerował, był rozgniewany ich postępowaniem, uważanym przez niego za karygodne. Z tego powodu dochodziło do spięć między nimi. Fabian często szydził z bliźniaków i dogryzał im. Co prawda, Luka potrafił zignorować te zaczepki, w przeciwieństwie do Wiktorii. Ona zawsze wchodziła z kuzynem w starcia słowne. Nienawidziła, gdy ktoś ją obrażał i dlatego nie potrafiła tego zlekceważyć, nawet jeśli miałby mieć przez to problemy. Właśnie dlatego Luka obawiał się zadania, którego podjął się Fabian. Jako opiekun Wiktorii, spędzi z nią dużo więcej czasu niż dotychczas, a co za tym idzie, będzie większe prawdopodobieństwo dojścia do konfliktu między nimi. Luka chciał tego uniknąć, nie mógł dopuścić, by jego siostra wpadła w kolejne kłopoty. Już i tak dostatecznie męczyła się z powodu choroby.

-Najpierw chciałbym ci podziękować, że stawiłeś się za Wiktorią, przed ojcem -zaczął poważnie Luka: -Zostałeś opiekunem Wiktorii i być może masz prawo do kontroli jej zachowania. Jednak bacz na to, że ona nie chce zmienić się tak drastycznie, jak ty byś sobie tego życzył.

-Nie może, tylko faktycznie mam prawo do sprawowania kontroli nad nią. Chce ci także przypomnieć, drogi kuzynie, że po to zostałem jej opiekunem, by zmienić jej oburzające zachowanie -wytłumaczył Fabian, takim głosem, jakby miał do czynienia z dzieckiem.

-Wiem o tym -westchnął Luka. Chciał tę rozmowę przeprowadzić w sposób spokojny, bez zbędnych kłótni, które do niczego by nie doprowadziły: -Chciałbym tylko zwrócić twoją uwagę na charakter Wiktorii i na to jak przyjmuje nagłe zmiany.

-Wątpisz w moje umiejętności? -spytał Fabian z uśmieszkiem na ustach.

-Nie. Znam je, aż za dobrze. Dlatego chciałbym, abyś się w nich powściągnął.

-Luka, twoja nieodpowiedzialna i lekceważąca osoba nie będzie mi mówić jak mam wykonywać swe obowiązki.

Chłopak wziął głęboki wdech, by uspokoić nerwy. Był zirytowany tym, że Fabian nie bierze go na poważnie. Luka, pragnął tylko przedyskutować kwestie dotyczące opieki nad Wiktorią. Jednak kuzyn nie dość, że go nie słuchał, to jeszcze pokazywał to w bardzo bezczelny sposób.

-Nie chce się wtrącać w wykonywane przez ciebie obowiązki. Jednakże, pamiętaj, że jestem jej bratem, więc powinienem mieć wgląd w opiekę nad nią.

-Dobrze wiesz, że to, iż jesteś jej bliższą rodziną, nic nie znaczy. Nawet, gdybyś był jej ojcem, miał byś mniejszą władzę nad nią, niż ja będąc jej opiekunem -powiedział monotonnym głosem Fabian, jakby był już znudzony tą dyskusją.

-Fabian chodzi mi o to, że nie chce żebyś na nią za bardzo naciskał. Dobrze wiesz, że im bardziej będziesz na nią napierać, tym ona bardziej będzie się stawiać. Nie chce, żeby doszło do sytuacji, jaka miała miejsce w gabinecie stryja -mówił Luka, starając się na spokojny głos: -Bacz, też na to, że Wiktoria jest chora, więc...

-Nawet nie wspominaj o jej chorobie! -wrzasnął Fabian, tym samym przerywając Luce. -Właśnie ze względu na jej rzekomo ciężki stan zdrowia, cała rodzina przymykała oko na jej wybryki. Dlatego teraz jest taka rozpieszczona. Ja, jako jej opiekun, nie mam zamiaru traktować jej ulgowo tylko dlatego, że złapała jakiś kaszelek.

-Złapała kaszelek?! -Luka zaśmiał się z niedowierzania, nad tym co mówił starszy kuzyn: -Fabian, ty siebie słyszysz? Złapała kaszelek? Ona pluje krwią!

-Ta... a pomiędzy jednym kaszlnięciem, a drugim chodzi do burdeli w slamsach. Rzeczywiście wygląda to na poważną chorobę.

-A co ma robić, siedzieć w łóżku i czekać na swój koniec?

-Bynajmniej! -zaprzeczył Fabian. -Jednak to, że jest chora nie upoważnia jej do włóczenia się po slamsach. Powinna rozwijać się dla dobra klanu, a nie bez przerwy zabawiać.

-Wydaje mi się, że już ci to mówiłem. Jeśli Wiktoria, nadal będzie sprawować kłopoty wychowawcze, to zrezygnuje z opieki nad nią, a ojciec wyśle ją do internatu. Jednak nie martw się, nie poddam się tak łatwo -rzekł Fabian rozbawionym tonem.


Przyszedł do kuzyna, by z nim porozmawiać, a on stroił sobie z niego żarty. Doskonale wiedział, że Wiktoria jest dla niego ważna, a mimo to nie traktował go poważnie. Może to miała być zemsta, za to jak on wielokrotnie zachowywał się lekceważąco względem niego? Pomyślał Luka. Nawet jeśli, tak miało być, to Fabian dopiął swego. Chłopak już nie wytrzymał. Podszedł szybkim krokiem do biurka Fabiana i pochylił się nad nim, tak by móc patrzeć mu prosto w oczy.

-Ostrzegam cię, Fabianie. Jeśli nie zmienisz postępowania, względem niej i nadal będziesz zachowywać jak jak dyktator, doprowadzisz tylko do kolejnych konfliktów. Radze ci uważać, bo gorzko tego pożałujesz, drogi kuzynie -wycedził Luka przez zęby, świdrując go wrogim spojrzeniem.

-Oświeć mnie, drogi kuzynie.

-Jeśli przez ciebie, popadnie w kolejne kłopoty, to wiedz, że twoje stanowisko na przywódce nie stanie się już takie pewne. Pamiętaj, że nadal mimo, iż nie chce, jestem jednym z kandydatów na to miejsce. W każdej chwili mogę zmienić zdanie i z wielką przyjemnością skopać ci ten despotyczny tyłek. Następnie zostać przywódca i uprzykrzyć ci życie do granic możliwości -powiedział groźnie Luka, po czym na jego twarzy zagościł ironiczny uśmiech.

-Czy to groźba?

-Możesz nazywać to jak chcesz. Wiedz jedno, jeśli nie zostawisz Wiktorii w spokoju, wtedy masz moje słowo, że nie kiwnę palcem, by walczyć z tobą o przywództwo klanu, jednak jeśli twoja postawa wobec niej się nie zmieni, to przysięgam ci, że odbiorę ci twoje marzenie o władzy. -oznajmił poważnym tonem Luka i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.

Tak. Mogę to zrobić, Fabianie. Pomyślał Luka. Na pretendenta został wybrany w wieku piętnastu lat. Właśnie wtedy Lucjusz, dostrzegł potencjał jego zdolności mentalnych i to z jaką łatwością posługuje się bronią. Jednak, Luka nigdy nie chciał zostać przywódcą, uważał, że to zbyt męczące i nudne. Wielokrotnie widział, jak dużo czasu stryj poświęcał na analizowanie i wypełnianie dokumentów, nadesłanych przez Zgromadzenie Zwierzchni. W dodatku, jako reprezentant rodu, musiał stawiać się na spotkaniach międzyklanowych. Luka usypiał na samą myśl o tych zjazdach. Kilkudniowe zebranie sztywniaków z najdziwaczniejszych klanów, na których omawiane są sprawy ekonomiczne, czy podpisywane traktaty pokojowe. Luka nic chciał, by taki duży ciężar odpowiedzialności spadł na jego barki. Wolał żyć chwilą, zabawiać się, czy leniuchować, niż męczyć się jako przywódca. Jednakże, dla Wiktorii był gotowy zrezygnować z tego.

Lider kontrolował Zgromadzenie Zwierzchni, co dawało mu pełnie władz. Składało się ono z starszyzny rodziny: ludzi mądrych, doświadczonych i posiadających szerokie wpływy na arenie międzyklanowej. Zarządzali oni rodem, zajmowali się: handlem, sądownictwem, ochroną plebsu i w razie wojny, werbunkiem wojowników. Zwierzchnicy otaczali się powszechnym szacunkiem i respektem, dlatego młodsze pokolenia słuchały się ich bez żadnych obiekcji i rzadko kiedy dochodziło do konfliktów. Jednak, mimo tak wysokiego położenia w hierarchii klanu, nad nimi zawsze górował przywódca. Starszyzna nie mogła zrobić nic bez jego przyzwolenia. Lider sprawował pełnie władzy w rodzinie, miał kontrolę nad jej każdym członkiem. Niepodporządkowanie się mu, było równoznaczne z banicją, a czasem i śmiercią.

Kandydaci na to stanowisko, zazwyczaj byli względnie młodzi i utalentowani w posługiwaniu się białą bronią, czy mocą mentalną. Wybierał ich obecny przywódca. Po jego śmierci, pierwszy wschód słońca rozpoczynał ceremonie intronizacji. Była to tradycja, która miała w jak najszybszy sposób wyłonić nowego lidera, by zapobiec zapanowaniu chaosu w klanie. Miała ona również charakter symboliczny. Wschodzące słońce oznaczało początek, a sam świt, nowego przywódce, który miał wprowadzić klan w lepszą, świetlistą erę. W ceremonii brała udział cała rodzina i zaczynała się od walki pretendentów. Pojedynki zazwyczaj były bardzo widowiskowe i brutalne, przez co niekiedy kończyły się śmiercią. Miały na celu nie tylko wyłonienie przywódcy, ale i zaprezentowanie przed cały klanem jego siły. Po wygraniu walk, nowy lider przysięgał na krew swoją i przodków, że każda podjęta przez niego decyzja będzie miała na celu dobro klanu. Następnie każdy z członków Zgromadzenia Zwierzchni ślubuje mu dochowanie wierności. Ceremonia kończy się dokładnie o zachodzie słońca, gdy to były przywódca zostaje spalony na stosie pogrzebowym. W ten sposób jest mu oddawana ostatnia cześć przez rodzina.

*****

Czy, aż tak trudno złapać jedną starą wiedźmę? Dlaczego nie przyjdzie do niego sama, przecież i tak przed nim się nie ukryje. Głupia. Tym aktem mogłaby zaskarbić sobie moją przychylność na przyszłość.

Zniecierpliwiony, czekał już od trzech dni na ich powrót. Nienawidził tego. Sam nigdy nie pozwalał na siebie czekać i tym razem kończyła mu się cierpliwość. Ta dwójka musiała już zdawać sobie sprawę z nieuchronności jego gniewu. Najwyraźniej coś ich zatrzymało. Czyżby ta czarownica? No chyba, że naiwnie myślą, iż podaruje im to lekceważące zachowanie. Chyba nie są aż tak zuchwali? Jego rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.

-Wejść. -Powiedział.

-Panie. Panowie Kira i Takeru właśnie przybyli -rzekł służący kłaniając się nisko.

-Rozumiem. Przekaż im, że zaraz przyjdę do loży.

-Tak Panie.

Nareszcie. Czuł coraz większe podekscytowanie. W końcu dowie się jak przywrócić ład. Długo na to czekał. Dwadzieścia lat. W tym wypadku musiał być cierpliwy, chociaż tak tego nienawidził. Ale dziecko musiało dorosnąć. Teraz jest już blisko swojego celu. Chodź nadal nie będzie łatwo. Musi jeszcze odnaleźć te dziecię, zanim ono samo zdąży namieszać.

Wyszedł prędko ze swojej sypialni. Szedł przez ciemny korytarz oświetlony jedynie pochodniami. Nigdy nie lubił tego postępowego pędu za wszystkim co elektryczne. Mijał kolejne zakręty, aż doszedł do kamiennych schodów prowadzących w dół. Nie minęło długo nim dostał się przez nie do wielkich, metalowych drzwi. Były one otwarte i prowadziły do okrągłego pomieszczenia wybudowanego z marmuru, podtrzymywanego przez kilka kolumn.

Usiadł na swoim miejscu, na końcu sali i spojrzał na podwładnych.

-Nie śpieszyliście się z powrotem -rzekł sucho.

Dwójka podwładnych zbliżyła się do niego. Między sobą trzymali stratą kobietę, którą po chwili pchnęli na kolana przed jego obliczem, sami nisko się kłaniając. Kobieta wyglądała na wyczerpaną, włosy w nieładzie opadały strąkami na twarz. Wystraszone oczy rozglądały się po pomieszczeniu, jakby szukała możliwej drogi ucieczki. Zdenerwowana wycierała dłonie w brudne łachmany, w które była odziana. Cała jej postawa mówiła jasno o strachu, który ją ogarniał. Dwoje mężczyzn po jej bokach zdawali się nie zwracać uwagi na swoją ofiarę. Wyglądali zgoła odmiennie od niej. Czarne jak sadza tuniki sięgające kostek, zakrywały całe ich sylwetki. Głowy mieli okryte ogromnymi kapturami, które uniemożliwiały odróżnienie jednego od drugiego. Wyglądem przypominali katolickich mnichów, tylko o wiele bardziej mrocznych.

-Wybacz, ale ta starucha ukryła się w górach i trudno było ją znaleźć -odparł jeden z zamaskowanych.

-Marny wasz trud. Nie wiem niczego czego moglibyście chcieć się ode mnie dowiedzieć -wtrąciła kobieta.

-Och droga Roksano, dobrze wiem, że nie zechcesz dobrowolnie zdradzić mi swoich tajemnic. Już poprzednim razem był z tym problem nieprawdaż? Jednak tym razem nie mam zamiaru się z tobą bawić, czy targować. Mogłaś sama do mnie przyjść i wyjawić mi to co mnie interesuje. Ocaliłabyś życie, a i na moją wdzięczność mogłabyś liczyć. Ty jednak pragniesz utrzymać status quo. Uznajesz obecny stan za dobry. Nie myśl, że nie wiem dlaczego. Gdy już wprowadzę właściwy nam ład, wtedy nie będziesz mogła odprawiać swoich uroków bez kontroli. Tego się boisz prawda? -rzekł lodowatym tonem nawet nie patrząc na żałosną istotę płaszczącą się u jego stóp. Brzydził się nią. Od dawna wiedział, że tylko ona zna tajemnice, która przybliży go do upragnionego stworzenia utopii. Obecny ustrój był chory, wiedział to od dawna. Próbował wszelkimi sposobami dotrzeć do głów tych szlacheckich głupców. Chciał uświadomić im, że jeśli tego nie zmienimy cały nasz świat może czekać zagłada. Widział przecież jak w świecie zwykłych ludzi moralność i etyka upadają. Jak zastępuje je zepsucie i brud. Ich też to czeka. Już widać pierwsze symptomy chorych zmian jakie zachodzą w ich społeczeństwie. Jednak oni nie słuchali, nie chcieli słuchać. Tak jak ta wiedźma przed nim na podłodze, oni również bali się kontroli z góry. Skąd w nich ten strach? A może to nie był strach, tylko zwyczajne wygodnictwo? Przecież już dawniej istniał ustrój jaki teraz pragnął przywrócić. Nie był więc to strach przed nowym, nieznanym. Czyżby bali się utraty wpływów? Wszak teraz sami decydowali o losie klanu, później już nie mieliby takiej władzy. Jednak wypływy klanów by się zwiększyły. Co więc nimi kierowało? Nieważne. Nie będzie się nad tym rozwodził. Jaki sens ma wchodzenie w umysły ślepców, niewidzących nic poza własnym interesem? Żaden. Teraz już nie potrzebuje ich błogosławieństwa do wprowadzenia swego planu w życie. Teraz potrzebuje tylko Tego Dziecka. A Roksana zaraz wyjawi mu wszystko co wie na jego temat. Ostatnim razem dwadzieścia lat temu też nie była skora do współpracy. Teraz jednak miał atut, który znacznie przyspieszy sprawę.

-Wezwijcie mego syna -rzekł.

-Tak, panie -odpowiedział jeden z mężczyzn stojących przed nim, po czym odwrócił się i poszedł w głąb korytarza.

-Nie obawiam się kontroli mych ewentualnego Panów. Obawiam się twojej kontroli nad nimi -odpowiedziała na wcześniejszy zarzut.

-Doprawdy? Uzasadniona obawa. Gdy posiądę tę moc, oczywiście mogę zapragnąć władzy absolutnej. Jednak moja droga zastanów się. Czy gdybym pragnął władać światem, to czy poszedłbym wtedy płaszczyć się przed ta błękitno krwista hołotą? Czy poniżyłbym się do tego stopnia? Nie. Nie pragnę władzy. Pragnę porządku. Chcę by nasz gatunek przetrwał kolejne trzy tysiące lat. Niestety w mych pragnieniach jestem odosobniony. Widzisz przecież moja droga jak mało osób przy mnie ostało. Wszak to najlepsi z najlepszych, co trochę osładza gorycz zdrady. Jednak choćbym miał sam trwać przy mym celu ostatecznie zrealizuje go.

-Nie możesz zmusić ludzi by żyli tak jak ty tego chcesz! -krzyknęła cała drżąc na ciele, nie wiedział czy to z chłodu, czy z wściekłości. Nie interesowało go to.

-Jeszcze nie. Ale przy pomocy dziedzica starożytnej mocy będę mógł to zrobić. A ty za chwile powiesz mi jak do niego dotrzeć. A do tego czasu milcz. Nie chce już słuchać co mogę a czego nie.

Siedział w milczeniu jeszcze kilka minut, gdy na korytarzy rozbrzmiały kroki. W jego stronę zmierzało dwóch mężczyzn. Jednym z nich był jego syn. Wysoki młodzieniec w niczym go nie przypominał. Wszystkie cechy odziedziczył po matce. Kiedyś mu to przeszkadzało, starał się dopatrywać w synu swoich cech. Jednak teraz ta odmienność okazała się przydatna. Dzięki niemu za chwilę dowie się tego co tak bardzo było mu potrzebne. Teraz cieszył go fakt, że nawet moc odziedziczył po matce. Chłopak zmierzał do niego pośpiesznym krokiem. Nawet jego wygląd potrafił zmylić co do ich pokrewieństwa. Krótkie blond włosy, jak hełm okalały jego głowę. Bystre, zielone oczy spoglądały z odrazą na kobietę na podłodze. Jedynie wyprostowana, dumna postura mogła wskazywać na podobieństwo. Młoda twarz mogła uchodzić za kobiecą, gdyby nie malująca się na niej wyniosłość. Podszedł do niego, po czym lekko się ukłonił.

-Wzywałeś mnie ojcze? -zapytał.

-W rzeczy samej -odparł

-W czym mogę ci pomóc?

-Widzisz tę oto kobietę? Posiada ona informacje o dziedzicu z przepowiedni. Niestety nie chce mi ich wyjawić. Pragnę byś ty wydobył z niej te informacje -powiedział spokojnie, choć w głębi czuł coraz większe podniecenie. Jeśli ona coś wie to za chwile jego syn z niej to wydobędzie. Teraz był rad, że zabrał chłopaka od matki. Dzięki mocom, które posiadał potrafił czytać w ludzkich umysłach, ta wiedźma nic przed nim nie ukryje. Jednak ona jeszcze o tym nie wiedziała. Zaraz przyjdzie jej się o tym przekonać.

-Rozumiem -powiedział, po czym podszedł do kulącej się na podłodze kobiety. -Wstań! -rozkazał, jednak ona ani myślała usłuchać jego polecenia. -Podnieście ją.

-Ty się aby za bardzo nie rządzisz? -zapytał poirytowanym głosem jeden z zamaskowanych mężczyzn.

-Róbcie co mówi! -rzucił ostrzegawczym tonem do podwładnych.

Dwójka zamaskowanych mężczyzn podeszła szybko do klęczącej kobiety. Złapali ją pod ramiona i postawili na nogi.

-Stój prosto starucho! -krzyknął jeden z nich. Przerażona kobieta stanęła niepewnie między oprawcami. Na jej starej twarzy malował się strach i panika. Była bezsilna wobec ich poleceń, zbyt słaba by móc się przeciwstawić.

Młodzieniec podszedł do niej powoli. Wyciągnął obie dłonie w jej stronę i dotknął jej skroni. Skupiwszy się zamknął oczy. Po chwili wzrok kobiety stał się nieostry, jakby nieobecny. Stała na równych nogach, jednak wyglądała jakby nie była przytomna. Taki stan trwał dosłownie kilka sekund. Po tym czasie chłopak odsunął się od niej z obrzydzeniem na twarzy.

-Takie jak ty powinno się jak dawniej palić na stosach, wiedźmo -powiedział z pogardą. - Tak jak podejrzewałeś ojcze. Ta kobieta posiadała pewne informacje, które mogą cię zainteresować. Dziedzic narodził się około dwudziestu lat temu w klanie Adlern. Nie wiedziała natomiast który z potomków owego klanu posiada tą moc. Znalazłem jednak coś co doprowadzi nas do niego. Jego moc jest jeszcze uśpiona. Sam zapewne nie zdaje sobie sprawy z jej posiadania. Jednak niedługo się ona ujawni. Klan Adlern jest w tej chwili skłócony z klanem Richi. Niebawem te waśnie przemienią się w krwawą wojnę. Wtedy to moc zostanie wyzwolona, a my poznamy tożsamość dziedzica.

Nareszcie. Teraz jest już o krok od zdobycia tej mocy. O krok od wprowadzenia porządku. Nie mógł uwierzyć, że zdobył aż tyle informacji. Klan Adlern? Jego los chyba już na zawsze będzie połączony z tym klanem. Zasadniczo mógł się tego spodziewać. Choć przepowiednia nie mówiła w jakim klanie odrodzi się dziedzic, to już trzy tysiące lat temu narodził się on, właśnie w klanie Adlern. Teraz musi być bardzo ostrożny. Musi przemyśleć każdy krok. Nie wolno mu popełnić żadnego błędu.

______________________________

Przepraszam za taką krótką notatkę. Ostatnio nie miałam za wiele czasu, ale obiecuje, że postara się to nadrobić w przyszłym rozdziale.

Część z Was zapewne nie wie, że Halft_Theos jest pisane nie tylko przeze mnie. Otóż jego współautorką jest także, moja znajoma, w świecie internetowym znana jako Smigusia, lub Purpuroweeciepecie. Razem stworzyliśmy fabułę i postacie, a pisząc poprawialiśmy i uzupełnialiśmy się wzajemnie. Dlatego rzadko kiedy pojawia się fragment tekstu, napisany w pełni samodzielnie przez jedną z nas. Rozdział IV jest właśnie jednym z tych niewielu, w których możecie zobaczyć niezależną pracę. Drugi fragment tekstu jest napisany w całości przez Smigusie. Mam nadzieje, że spodobał się Wam warsztat mojej, na razie cichej wspólniczki.

Pozdrawiam
Panna Kunegunda





9 komentarzy:

  1. Droga Panno K.!

    Bardzo podobają mi się teksty pisane przez Ciebie i Twoją a wspólniczkę, a to opowiadanie wciąga, oj wciąga!

    Nie wiem czy już pisałam o tym wcześniej, ale strasznie roczula mnie bratersko-siostrzana relacja Luki i Wiktorii. To ich przywiązanie jest słodkie, widać, że Luka zrobił by dla siotry wszystko - taki brat to prawdzwiy skarb.

    W tym rozdziale postać Fabiana nie denerowała mnie aż tak jak w poprzednich. Może po prostu przyzwyczajam się do charakteru tej postaci?

    Od pewnego czasu zastanawiam się, co to za choroba, którą ma Wiktoria? Czy to coś poważnego? Oby nie.

    Poza tym opisane przez Ciebie prawa w klanie - genialne! Bardzo oryginalne i opisane w fantastyczny sposób. Ja bardzo, a to bardzo lubię (chyba już o tym wspominałam),opowiadania, które dzieją się w takich zamkniętch kręgach (w jednym domu, mieście lub w rodzinie). Bardzo Ci dziękuję za to opowiadanie.

    No i druga część rozdziału. Mroczna, tajemnicza, niewiele wyjaśniająca... Ale opisana w fantastyczny sposób i z wielką wyobraźnią.

    Czy tym poszukiwanym dziedzicem będzie Luka? A może Wiktoria? Hmmm....

    Ogólnie rozdział bardzo dobry, nie miałam pojęcia, że Halft_Theos piszesz z kimś na spółę. Ale pomysł jest przedni. Co dwie głowy przecież, to nie jedna!

    Teraz błędy:

    # "Obiecuje, że zajmie się Fabianem" - ZAJMĘ się

    # "mój ukochany kuzyn przyszedł mnie dowiedzieć?" - chyba "ODWIEDZIĆ"?

    # "zapewne zostanie to tylko mąm fantazją" - MĄ

    # "spędzi z nią dużo więcej czasu niż dotychczas, niż dotychczas" - powtórzyło Ci się "niż dotychczas"

    Tyle :) Przy okazji pięknie dziękuję za komentarze u mnie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam serdecznie do mnie na nowy, nieco spokojniejszy rozdział "Odrobiny szaleństwa". Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Wzięłam się najpierw za odpisywanie na komentarze, więc odpowiedź na rozdział będziesz miała dopiero wieczorem :) Narobiłam sobie sporych zaległości, ehh...

    Zacznę od Twojego ostatniego komentarza:
    Postać Iana. Będzie go dużo, bardzo dużo. Do trzydziestego chaptera, będzie się przewijał w rozmowach, tylko. Za to gwarantuję Ci, że później stanie się jedną z głównych postaci. Jest alfą, a ja chce przedstawić życie w takiej zbiorowości wilków. Ale wszystko po kolei.
    Jeśli zaś chodzi o Juliana, nie wiem czy Ci o tym wspominałam, ale on też będzie jedną z głównych postaci :)
    Cieszę się, że zauważyłaś tę zależność między zachowaniem Rosalio wobec Juliana a wobec Javiera. To też jeden z takich malutkich wątków, które będę chciała rozwinąć :)
    Przede wszystkim jednak plus dla Ciebie za to, że zauważasz zmianę Javiera. Faktycznie, już zaczyna się ten okres kiedy Javier zmienia swoje życiowe priorytety. Niektóre. Inaczej, powoli, zaczyna postrzegać świat. Z takiego wycofanego, zajętego karierą młodego człowieka stanie się... zobaczymy :D

    Bardzo mi miło, że nadrobiłaś wszystkie rozdziały! :) Prawie :P Pojawił się już chapter 15, na który serdecznie zapraszam. Mam nadzieję, że nie zawiedzie Twoich oczekiwań :)

    Brakiem czasu się nie przejmuj - każdy z bloggerów na to choruje. Nic nowego :) Czytasz i piszesz kiedy możesz!
    Ściskam ciepło i wracam wieczorem na lekturę Halft Theos,
    Tosia

    OdpowiedzUsuń
  4. Ho ho ho!- Jak powiedziałby święty Mikołaj :D

    Więc tak, na początek pragnę serdecznie pozdrowić drugą dobrą duszę, która również zapewne wykonuje solidną, mrówczo- pszczelą pracę na tym blogu. Już rozumiem, że do tanga jednak trzeba dwojga;) Myślę, że Wasza współpraca jest niezwykle owocna: rozdziały są długie, składają się w logiczną całość. Historia nie jest nadmuchana, nie jest schematyczna i naprawdę wciąga! Chociaż brakuje mi jeszcze czegoś, a czego, to chyba daje mi małą wskazówkę zakończenie tego rozdziału.
    Otóż tytuł bloga i zakończenie powoli układają mi w głowie jakiś zarys tego, co może wydarzyć się w kolejnych rozdziałach.

    Ciekawe jest to, że dziedzic jest jeden. Z drugiej strony, Luka, którego podejrzewam o posiadanie tak wielkiej mocy, ma siostrę bliźniaczkę- czy to możliwe, aby ona przejęła część uzdolnień brata i tylko razem mogli władać nieograniczoną mocą...? Ach, ale musicie się teraz ze mnie nabijać te, które to piszecie i znacie dalsze losy;d
    W każdym razie te moje przypuszczenia świetnie pokazują, jak bardzo dałam się wciągnąć;d

    Mam nadzieję, że niedługo ukaże się ciąg dalszy- myślę, że tym razem nie będziecie już tak długo czekać na moje komentarze- z czystym sumieniem przyznaję, że zyskałyście kolejną stałą czytelniczkę;)

    Pozdrawiam obie autorki i życzę Wam dużo weny, oraz CHOLERNIE DUŻO CZASU, żebyście jak najszybciej mogły zaserwować tu jakiekolwiek nowinki :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale ze mnie niedojda... to znowu ja;d
    Zapomniałam Panno Kunegundo podziękować Ci, za komentarze pozostawione u mnie i za wskazówki- dobrze je usłyszeć od osoby, która ma doświadczenie w pisaniu;) Mam nadzieję, że początkowe rozdziały Cię nie zniechęcają;d
    Pozdrawiam jeszcze raz i przepraszam za spamowanie ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam przyjemność zaprosić na nowy rozdział "Odrobiny szaleństwa".
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  7. Serdecznie zapraszam na nowy wpis- dodatek Grzechy główne :3
    Pozdrawiam, Mononoke ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow, muszę przyznać, że ten rozdział mnie niesamowicie wciągnął. Poruszasz tyle spraw, tyle wątków, że nie da się odciągnąć wzroku od Twojego tekstu!
    Hm, coraz częściej mam wrażenie, że Fabian, w stosunku do innych, przyodziewa maskę, aby nie ukazać swoich prawdziwych emocji, które dla niektórych mogłyby być oznaką słabości. Cóż, jego zachowanie, a w szczególności słowa skierowane do Luke'a były chamskie i nie na miejscu. Stan Wiktorii jest poważny, a Fabian go bagatelizuje. Dlatego nie dziwię się, że Luke zachował się tak, a nie inaczej. Chciał zastraszyć swojego kuzyna, co wcale mnie nie dziwi. Mam jednak nadzieję, że groźba chłopaka nie pogorszy jeszcze bardziej stosunków między krewnymi.
    Ciekawe, kim tak naprawdę jest ten "wybraniec". Muszę przyznać, że pomyślałam mimowolnie o Luke. W końcu, wydaje się, że nie jest on tak uzdolniony jak Fabian, a może być i tak, że on po prostu nie zdaje sobie sprawę z tego, jaka drzemie w nim siła... Hm, bardzo intrygująca kwestia.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Obie części - zarówno ta napisana przez Ciebie, jak i przez przyjaciółkę są fantastyczne! Dowiedziałam się tylu nowych rzeczy! Potomek prawadawnej, wielkiej mocy, facet, który chce stworzyć swoją utopię, no i rozmowa Luki z Fabianem.
    Może i część była krótka, ale za to przepełniona ważnym informacjami :)

    Przepraszam Cię, że dopiero teraz komentuję, ale miałam mały blogowy zastój, a potem ciągle Twój blog wymykał mi się z rąk :)

    Ale wracam do rozdziału - Fabian prosi się o kopniaka i to solidnego, za to jakie sobie rości prawo do Wiktorii. Może i jest jej opiekunem, może to w ich świecie bardzo wiele znaczy, ale... Przecież sami kładą nacisk na to, że klan jest jednością - RODZINĄ, więc to chyba oczywiste, że Luka ma bardzo duży wpływ na kształcenie Wiktorii. Chyba, że ów Marzyciel Mówiący o Utopii miał rację i świat ten jest już zupełnie zepsuty. Czyżby członkowie klanu moderowali prawem tak, jak im jest wygodnie? Oj, jestem bardzo ciekawa co nam napiszecie w tej kwestii :)

    Jeśli zaś chodzi o samą Utopię... Cóż... Powiem krótko: Hitler też miał wizję.
    Więc będę ostrożna w ocenie działań ów Marzyciela :)

    Jeśli chodzi o Twój komentarz u mnie - metoda małych kroczków jest, moim zdaniem, idealna. Dlatego też Javier ją stosuje. Kłamie, żeby rodzice nie doznali szoku. Gdyby przyszedł i nagle oświadczył, że spotyka się z absurdalnie piękną dziwczyną to Rosalio padła by na zawał :P

    Ściskam ciepło i biorę się za kolejną część Halft Theos :)

    OdpowiedzUsuń