W
klanach panowała ścisła hierarchia, która miała zapewnić
porządek. Na jej szczycie stał przywódca, od którego decyzji
wszystko było uzależnione. Następnie było Zgromadzenie
Zwierzchni, zarządzające klanem, po nich występowała gałąź
główna. Jej członkowie byli najbliższą rodziną przywódcy,
przez co nie byli oni stali. Gdy zmieniał się lider, zmieniała się
również gałąź główna. Byli świtą, która miała mu pomagać
w obronie. Pełnili również funkcje reprezentacyjną. Podczas
różnego rodzaju spotkań międzyklanowych, gdy rodzina była
wzywana, stawiała się na nie gałąź główna. Był to przywilej,
który miał zapobiec nieporozumieniom, oraz chronić przywódce.
Ten
status w hierarchii dawał też wiele innych profitów i co za tym
szło, komfort. Jednak jej członkowie byli zobowiązani do
posiadania odpowiednio silnej mocy, jako że ich głównym celem była
obrona. Jeśli takową nie dysponowali, wtem miano przynależności
do głównej gałęzi było im odbierane.
Sasha
znajdował się właśnie w takiej sytuacji. Już od urodzenia
należał do głównej gałęzi, przez co od najmłodszych lat
przechodził intensywne szkolenia. Niestety jego zdolności mentalne
w ogóle nie rozwijały się. Dlatego je odrzucił i za zgodą ojca,
całkowicie oddał się kształceniu w posługiwaniu bronią. Dla
głównej gałęzi, postępowanie Sashy było karygodne, ich zdaniem
odrzucał dziedzictwo przodków. Jednak, po wielu latach ciężkiego
treningu, był w stanie udowodnić rodzinie, że jego wybór nie był
błędny, choć zdawał sobie sprawę z tego, że nadal będzie
nazywany "zakałą Lucjusza".
Sasha
właśnie wychodził z gabinetu ojca. Dyskutował z nim o
umiejętnościach nabytych podczas wyjazdów do krewnych, w czasie
której ustalili, że sprawdzenie ich odbędzie się za pomocą walki
z Fabianem. Sasha miał niespełna godzinę, by przygotować się do
starcia z starszym bratem. Miało ono zadecydować, o jego dalszych
treningach, a w ostateczności nawet o przynależności do głównej
gałęzi.
Sasha
od razu skierował się do zbrojowni, która znajdowała się w
piwnicy domu. Było to ogromne pomieszczenie, oświetlone wieloma
lampami przemysłowymi. W szklanych gablotach ustawionych pod szarymi
ścianami, umieszczano różnego rodzaju zbroje, z najdawniejszych
epok, których używali przodkowie klanu Adlern. Z prawej strony
pomieszczenia były ustawione stojaki, na których ułożono
wszelkiej klasy bronie - od kieszonkowych noży, po łuki i kopie.
Miejsce z lewej przeznaczone było dla opancerzenia, gdzie można
było znaleźć ochronne stroje w wielu wykonaniach i rozmiarach. Na
samym końcu zbrojowni, na jej całą szerokość ciągnęła się
półka, na której znajdowała się biżuteria, wzbogacona
kamieniami teleportacyjnymi do najdalszych zakątków świata, oraz
wiele trucizn, czy talizmanów.
Sasha
zdawał sobie sprawę, że musi się odpowiednio przygotować na tą
walkę, gdyż nie mógł liczyć na ulgowe traktowanie przez Fabiana,
wręcz przeciwnie. Starszy brat w żaden sposób nie będzie się
hamował, by w dotkliwy sposób sprawdzić możliwości bojowe Sashy.
Chłopak
przebrał się w zwykły, czarny strój, który miał mu nie
ograniczać szybkości i swobody ruchów, co w jego technice walki
było bardzo ważne. Na to założył cienką kamizelkę, która z
pozoru wyglądała na nietrwałą i delikatną, jednak była bardzo
wytrzymała. Wykonano ją przez doświadczonych rzemieślników, przy
użyciu pajęczych nici. Na koniec przewiązał się jeszcze
specjalnym, skórzanym pasem z kieszeniami, do których włożył
niewielkie ostrza i coś w po dobie malutkich, brązowych piłeczek.
Była to broń, skonstruowana wieki temu, która po rozbiciu
wydzielała chmury dymu, dezorientując przy tym przeciwnika.
Gotowy
na starcie, udał się do ogrodu, na tyły domu, gdzie znajdowała się polana, na której najczęściej odbywały się treningi, czy walki pokazowe. Zostało mu
jeszcze trochę czasu, więc usiadł pod jednym z pobliskich drzew i czekał
cierpliwie na przyjście brata i ojca. Nie minęła chwila, gdy
zobaczył Lukę idącego w jego kierunku.
-Witam,
witam kuzynie. Czyli to jednak prawda, że masz skopać tyłek
Fabianowi -rzekł Luka, po czym przycupnął obok niego.
-Skąd
to wiesz? Termin sprawdzenia mych umiejętności, uzgodniłem z
ojcem, zaledwie godzinę temu.
-Fabian
mi powiedział. Spotkałem go, gdy szedł do zbrojowni. Nawet nie
wiesz, jak ja chciałbym być na twoim miejscu -rozmarzył się Luka
i jakby z nieobecnym wzrokiem kontynuował dalej; -Mógłbym zlać go
na kwaśne jabłko, bez żadnych konsekwencji. Czego chcieć więcej?
Sasha
nie był przekonany, co do optymizmu Luki. Już od dawna nie widział
Fabiana w walce, jednak zdawał sobie sprawę, że jego umiejętności
są na wysokim poziomie. W dodatku miał on znaczną przewagę, gdyż
dysponował zdolnościami mentalnymi i z pewnością nie będzie
wahał się ich użyć, nawet jeśli miałoby to oznaczać nierówną
walkę.
-Widzę,
że ci kuzynie do szczęścia niewiele potrzeba -uśmiechnął się
niemrawo Sasha.
-Marne
istnienie, posiada marne ambicje -powiedział Fabian, który podszedł
niezauważony, a tuż za nim Lucjusz.
-Faktycznie,
nie jest wielką ambicją strzaskać cię na kwaśne jabłko, drogi
kuzynie. Jednak myślę, że na przystawkę się nadasz -odparł
Luka, szeroko się uśmiechając.
-Skończcie
już! -rozkazał Lucjusz -Nie przyszedłem tu wysłuchiwać waszych
dziecinnych gierek.
-Przepraszam,
ojcze -odrzekł Fabian.
-Ta...
Sorry.
Sasha
odszedł za bratem na znaczną odległość, by podczas walki nie
zranić obserwującej dwójki. Nagle jego prawą dłoń zaczął
oplatać czarny dym, za którego wyłaniało się coś długiego i
błyszczącego. Gdy, chwile później obłoki znikły, w ręce
chłopaka ukazała się katana, stworzona z unikalnej, niezwykle
wytrzymałej stali. Chłopak ustawił się w odpowiedniej pozycji,
gotowy do ataku, czy obrony.
Sasha
bacznie obserwował Fabiana. Był on ubrany w kamizelkę z pajęczych
nici, na którą założył zbroję, wykonaną z sztywnej skóry i
nabijaną nitami. W dłoniach trzymał duży dwuręczny miecz, o
niezwykle zdobionej rękojeści.
Sasha,
dostrzegł ostre spojrzenie brata i nagle w jego głowię pojawił
się lekki ból. Wiedział, że było to spowodowane mocą Fabiana. W
ten sposób dawał mu znak, że nie będzie się powstrzymał i ma
zamiar używać swych zdolności mentalnych.
Ruszyli.
Jak można było się spodziewać Fabian naparł na brata z całą
mocą. Jego siła w połączeniu z ciężką bronią, tworzyła
niezwykle potężne ataki. Sasha zwinnie unikał każdego ciosu, nie
chcą tracić niepotrzebnie energii na blokowanie ich. Tylko czekał,
brat się zmęczy i popełni błąd.
-Widzę,
że trening u rodziny udoskonalił wyłącznie twoją technikę
ucieczki -rzekł Fabian między ciosami, który okazał się
niezwykle wytrzymały i konsekwentny w ofensywie.
Sasha,
widząc to postanowił sam stworzyć okazję do ataku. Odskoczył na
znaczną odległość, po czym rzucił w niego dwoma ostrzami, które
trzymał w skórzanym pasku. Fabian z łatwością odbił je mieczem,
jednak w tym czasie Sasha zdążył podbiec do niego i zaatakować.
Już miał uderzać, gdy nagle poczuł ostry ból w głowie, przez co
zawahał się. To wystarczyło by brat, uderzył w jego katanę i
wytrącił mu go z ręki. Fabian ponownie zaatakował, jednak Sasha
zdążył przywołać miecz, który pojawił się w ułamku sekundy w
jego dłoni i zablokował uderzenie. Rozpoczęła się kolejna
wymiana ciosów.
Sasha
zdawał sobie sprawę, że przez zdolności mentalne brata, nie był
w stanie się do niego zbliżyć. Jednak znał jego słaby punkt.
Fabian jeśli nie widział przeciwnika nie mógł użyć na nim swej
mocy.
Sasha
zwinnie uniknął ataku, po czym wspierając się ramieniem barat,
zrobił salto nad jego głową, lądując za jego plecami. Następnie,
szybkim ruchem rzucił jedną z wybuchowych kulek, uwalniając tym
samym zasłonę dymną. Sasha zaczął krążyć wokół brata i
ciskać w niego sztylety. W końcu znalazł okazję do ataku,
podbiegł do niego i błyskawicznie go wyprowadził. Fabian nie
zdążył wykonać uniku, przez co ostrze katy zatopiło się w jego
ramieniu. W tym momencie Sasha, poczuł ostry ból w głowie, przez
co ledwo uniknął wymierzonego w niego uderzenia. Jednak dotkliwa
tortura narastała, do tego stopnie, że tracił równowagę i
przyklęknął na jedno kolano. Nawet nie zauważył, gdy Fabian do
niego podszedł i wycelował ostrze miecza w jego stronę.
Ból
momentalnie zniknął, a Sasha spojrzał na poirytowanego Fabiana.
Powoli zaczęła dochodzić do niego gorycz porażki, która
świadczyła, że jego wieloletni trening nie był wystarczający.
Teraz pozostawało tylko, czekanie na ocenę ojca, co do której,
Sasha nie miał wielkich nadziei.
Wielki
miecz Fabiana, rozpłynął się w obłokach czarnego dymu. Przez
chwile, widać było grymas bólu na jego twarzy, wywołany krwawiącą
raną na ramieniu. Jednak chłopak szybko go opanował, zapewne nie
chcą dać Sashy satysfakcji ze zranienia go.
Sasha
szybko podniósł się z ziemi i skierował się, wraz z bratem do
obserwującego ich, ojca.
-No,
proszę. Ładne widowisko, Sasha -powiedział zadowolony Luka,
klaszcząc w dłonie. Przyjrzał się z chytrym uśmiechem, ranie
Fabiana, po czym zwrócił się do niego: -Drogi kuzynie,
spodziewałem się po tobie czegoś więcej, niż zwykłego machania
szpadelkom. Jednak, jak zwykle nie zaskoczyłeś mnie niczym nowym.
-Jak
wiadomo, rozpieszczone dzieci ciężko zadowolić. Dlatego nawet na
to nie liczyłem, Lukasie -odgryzł się zdenerwowany Fabian.
-Milczeć!
-warknął Lucjusz. Zapadła cisza, podczas, której ojciec bacznie
lustrował synów. -Cóż, Aleksandrze, spodziewałem się większych
postępów. Jednak widzę, że coś drgnęło, dlatego pozostaniesz w
głównej gałęzi, mimo iż nie posiadasz zdolności mentalnych,
Liczę, że nadal będziesz kontynuował trening, który pozostawię
już w twojej własnej gestii. Nie będę ci narzucać wyjazdów do
krewnych, chyba, że sam będziesz tego chciał. Teraz tylko od
ciebie zależy, czy będziesz kontynuował naukę, by sprostać
wymaganiom głównej gałęzi.
Popatrzył
jeszcze przez chwile na synów, po czym odszedł w stronę domu.
Sasha
był rad z oceny Lucjusza. Wiedział, że był zadowolony z jego
umiejętności bojowych, mimo iż tego nie okazywał. Był jego ojcem
i chłopak zdążył się przyzwyczaić do jego zimnego i opanowanego
podejścia. Nie często kogoś chwalił, a jeśli już, to robił to
w delikatny, prawie niezauważalny sposób.
-Pff...
Może i ojciec akceptuje twoje umiejętniej, jednak na dłuższą
metę takie tanie sztuczki ci nie pomogą -rzekł Fabian i odszedł
dumnym krokiem, zostawiając kuzynów samych.
-Jak
się złości, co? -zaśmiał się Luka: -Miałem rację, że twój
ojciec będzie zadowolony, a ty stękałeś, że wyrzuci cię z
głównej gałęzi.
-Ta...
Ciekawe jak długo w niej pozostanę.
*****
-Czemu
nie chcesz się zgodzić? Przecież przejeżdżamy koło tego miasta
-nalegała Wiktoria, niestety Fabiana nadal pozostawał przy swoim.
-Nie
mam zamiaru obracać się w towarzystwie zwykłych ludzi, więcej niż
jest to konieczne -odparł stanowczo.
-Chociaż
na godzinę -powiedziała proszącym tonem.
-Nie
i koniec.
Od
dobrych dwóch godzin próbowała go namówić na wycieczkę do
ludzkiego miasta, jednak on pozostawał nieugięty. Nie chciał nawet
słyszeć o zmianie planów. A tak chciała zobaczyć te słynne
drapacze chmur. Podobno ludzie są świętymi architektami! Nawet co
bardziej postępowe klany zatrudniają ludzi do budowy swoich
posiadłości. Wcześniej myślała, że może ich pociąg przejedzie
przez jakieś miasto, by mogła choć zerknąć na życie zwykłych
ludzi. Jednak przez cała drogę nie zobaczyła nic ciekawego.
Ludzkie wioski wyglądały niemal identycznie jak ich. No może mieli
nieco więcej dziwnych maszyn, ale poza tym nic ciekawego. Może w
pobliżu posiadłości Richi będzie jakieś ludzkie miasto?
-A
właściwie po co mnie ze sobą zabrałeś? Jedziesz zawiązywać
jakieś sojusze. Po co ja ci do tego?
-Zabrałem
cię ze sobą, bo nie mogłem cię zostawić samej. Od razu
wykorzystałabyś moją nieobecność do wycieczki do slumsów. A tak
mam cię cały czas na oku. Niestety muszę przy okazji cię słuchać,
czego wcześniej nie uwzględniłem w moim planie -odparł znużonym
tonem Fabian. Patrzył przez okno pociągu z zamyśloną miną.
Pewnie obmyślał jakiś szczegółowy plan działania. Ech... ta
polityka.
-Fabian.
A właściwie o co jest ten spór? -zapytała z nudów, choć tak
naprawdę w ogóle jej to nie interesowało.
-Miedzy nami a Richi? Jak wiesz na naszych terenach wytwarzane są kamienie teleportacyjne. Tym trudni się ludność nam podległa i z tego my się utrzymujemy. Każdy klan jeśli chce przetrwać musi zapewnić sobie finanse i wpływy. Jeśli natomiast na terenach podległych danemu klanowi nie ma niczego co mogłoby mu zapewnić te dwie rzeczy to niechybnie czeka go zagłada. W takiej właśnie sytuacji był klan Richi. Stanęli więc na krawędzi zagłady. Przyzwyczajeni do wystawnego życia nie umieli odmówić sobie przyjemności. Poszczególni członkowie zaczęli więc trudzić się jakże haniebnym zajęciem jakim jest najemnictwo. Na początku władze klanu nie były zadowolone z sposobu zdobywania pieniędzy przez członków rodziny. Najemnicy nigdy nie cieszyli się dobra opinią. Jednak widmo bankructwa przysłoniło im wcześniejsze obrzydzenie tym fachem. Stopniowo coraz więcej osób zaczęło wynajmować swoje zdolności za pieniądze. Później cały klan. Teraz rodzina Richi znana jest tylko z tego zawodu. No i nie przysporzyło im to przyjaciół. Każdy klan na swoim terytorium sam chce rozwiązywać wewnętrzne problemy, a wtrącanie się najemników wynajętych przez którąś ze stron konfliktu tylko to utrudnia -Fabian opowiadał znużonym głosem swoją historię. Robił to mechanicznie, bez żadnych emocji, jakby jego myśli zaprzątało coś zupełnie innego.
-No
a co ty byś zrobił, gdyby nasza rodzina miała zniknąć? Musieli
się jakoś przystosować. Zwyczajna ewolucja -zapytała Wiktoria,
kompletnie nie rozumiejąc obrzydzenia Fabiana.
-Nigdy
nie pozwoliłbym byście się aż tak splugawili. A ty chcesz poznać
przyczyny konfliktu, czy masz zamiar dalej stawać po stronie obcego
klanu? -zapytał poirytowanym głosem.
-No
chcę, chcę. Tak tylko wtrąciłam -odpowiedziała ugodowo Wiktoria.
-No
to słuchaj. No więc członkowie naszego klanu mieli wątpliwą
przyjemność zmierzyć się z najemnikami z klanu Richi. Otóż na
jedno z przyjęć wtargnęła grupa zamaskowanych osobników. Wtedy
jeszcze nikt nie wiedział kim są. Dostali zlecenie zgładzenia
głowy rodziny urządzającej przyjęcie. Jak możesz się domyślić
wywiązała się walka mająca na celu ochronę przywódcy rodu.
Również Adlern walczyli dzielnie samemu zabijając dwóch
najemników. I tu właśnie zaczął się problem. Okazało się
bowiem, że jednym z zabitych był syn przywódcy klanu Richi. Na tym
właśnie polega istota problemu. Adlern nie wiedzieli kogo zabili.
Zresztą czy gdyby wiedzieli to czy nie mieliby takiego prawa? To oni
byli napastnikami, powinni liczyć się z konsekwencjami.
Wiktoria
zrozumiała trudność misji stojącej przed Fabianem. Był jej
opiekunem już od siedmiu miesięcy, więc siłą rzeczy spędzała z
nim każdą chwile. Przez cały ten czas mogła poznać go z różnych
stron, ale takiego go jeszcze nie widziała. Bywał złośliwy,
wymagający, zadufany w sobie i autorytarny. Teraz był zamyślony i
jakby zmartwiony.
-Kiedy
mamy przesiadkę? -zapytała po chwili.
-Za
jakąś godzinę.
W
tym momencie drzwi kabiny otworzyły się i stanęło w niej dwóch
Azjatów.
Niższy
mógł być w wieku Fabiana lub trochę młodszy. Długie, czarę
włosy, sięgające łopatek zostały niedbale związane w warkocz.
Miał chudą, pociągłą twarz, której cera była o wiele za blada
jak na azjatyckie standardy. Wyglądał jak wychudzony, japoński
model. Miał na sobie czarny podkoszulek i dżinsy rurki, na
przegubach kilka ciemnych bransolet, a na szyi łańcuszek z okiem
umiejscowionym w trójkącie. W ręce trzymał czarną puchatą
kurtkę i małą torbę. Ładną twarz niszczył wyraz poirytowania.
Był wyraźnie zły. Natomiast jego towarzysz wyglądał na o wiele
bardziej zrelaksowanego. Miał bardzo jasne włosy. To już nawet nie
był blond, wyglądały jakby były białe, zapewne rozjaśnione
utleniaczem. Kontrastowały z ciemnymi oczyma naturalnymi dla
Azjatów. Było w nich coś dziwnego, wyglądały jakby były
przećpane. Całą twarz miał w kolczykach - w uszach, nosie, brwi i
wardze. Wszędzie zawiesił srebrne ozdoby. Miał tęższą posturę
niż jego przyjaciel, był tez wyższy. Wyglądał na młodszego,
mógł mieć osiemnaście lub dziewiętnaście lat. Miał na sobie
długi, sięgający aż do ziemi szary płaszcz zapięty pod sama
szyje, choć w pociągu było przecież ciepło.
-Witam
-powiedział młodszy: -Widzę, że nie tylko my podróżujemy
zwykłymi środkami komunikacyjnymi. Czy moglibyśmy się przysiąść?
-zapytał uprzejmym, ale monotonnym głosem.
-Oczywiście,
proszę -odpowiedziała Wiktoria. Może teraz przestanie się
nudzić.
Fabian
rzucił jej karcące spojrzenie. Najwidoczniej nie był zadowolony z
nowych towarzyszy podróży. Oboje weszli do przedziału zamykając
za sobą drzwi. Brunet usiadł koło Wiktorii, a blondyn obok Fabiana
i zaczęli rozmowę.
-Kira
nie bocz się już na mnie - blondyn zwrócił się do kolegi:
-przecież nie zrobiłem tego specjalnie.
-Nie
zrobiłeś specjalnie? A jak nazwiesz rozbijanie kamienia by
udowodnić, że da się go zniszczyć?
-Upierałeś
się, że się nie da...
-Co
nie znaczyło, że masz zaraz wyprowadzać mnie z błędu. Takaru to
był nasz ostatni kamień teleportacyjny do tego miasta. Przez ciebie
musimy podróżować w ten sposób.
-Mogłeś
się nie kłócić, że się nie da...
-Zabije
cię Takeru, jak tylko wykonamy misje, wyrwę ci wnętrzności -
szatyn był wyraźnie zdenerwowany, wyglądał jakby powstrzymywał
się przed rzuceniem się na przyjaciela. Ten natomiast najwyraźniej
nic nie robił sobie z gróźb pod swoim adresem i zaczął bawić
się zamkiem od płaszcza.
-Fabian.
Niedługo mamy przesiadkę tak? To może jak będziemy oczekiwać na
następny pociąg pójdziemy na zakupy do miasta ludzi? -Wiktoria
chwytała się każdej szansy, by choć odrobinę poznać ludzką
społeczność.
-Wiktorio
przestań mnie męczyć. Nie mam ochoty -powiedział Fabian, nadal
nie odrywając wzroku od okna.
-Dobrze,
w takim razie ty poczekasz, a ja pójdę sama.
-Śmieszna
jesteś, naprawdę myślisz, że puszcze cie gdziekolwiek samą?
-zapytał rozbawionym głosem.
-Przecież
wiesz, że chcę tylko zobaczyć ludzkie miasto.
-Ludzkie
miasta są spoko. Pełno tam wielkich metalowych konstrukcji -odezwał
się rozmarzonym głosem Takaru.
-Byłeś tam? -zapytała podekscytowana Wiktoria: -To prawda, że maja domy sięgające chmur?
-No
ba. Zbudowane z szkła i metalu. Gdy się na nie patrzy to trudno
uwierzyć,że zbudowali to ci ułomni ludzie.
-Chciałabym
je zobaczyć -westchnęła Wiktoria.
-Chcesz
je zobaczyć? -niespodziewanie zapytał chłopak, siedzący obok
niej. Do tej pory milczący, teraz wpatrywał się w Wiktorię z
oczekiwaniem.
-Nawet
nie wiesz jak bardzo -odparła.
-W
takim razie zapraszam panienkę na wycieczkę. My również w
najbliższym mieście mamy przesiadkę, w czasie oczekiwania na
następny pociąg, bardzo chętnie przespaceruje się z panienka po
mieście -powiedział szarmanckim tonem Kira. Przyciągnął do
siebie dłoń Wiktorii i złożył na niej delikatny pocałunek.
-Nazywam się Kira.
-Wiktoria
-odpowiedziała zaskoczona jego zachowaniem.
-Bardzo
mi przykro, ale ona nigdzie nie idzie. Wiktoria jest zbyt roztrzepana
by puszczać ją gdziekolwiek samą -wtrącił Fabian, stanowczym
tonem.
-Nie
bądź śmieszny, tak urocza panna nie może być osobą roztrzepaną.
Zresztą nie będzie sama, ja będę jej towarzyszył -Kira nie dawał
za wygraną.
-Powiedziałem
nie.
-Och
Fabian, zgódź się -nalegała Wiktoria.
-Stajesz
się irytująca, Wiktorio.
-Moja
droga. Nie musisz przecież pytać swojej niańki o zgodę.
Przejdziemy się trochę i zaraz wrócimy, a on niech sobie siedzi
tutaj z skwaszoną miną. To co zgadzasz się Wiktorio? -Powiedział
Kira i spojrzał na Fabiana, jakby oczekując jego reakcji.
-Niegrzecznie
jest odmawiać takiemu dżentelmenowi -odpowiedziała z uśmiechem.
Fabian pewnie będzie wściekły, ale co mu szkodzi pozwolić jej na
mały spacer? Sam cały czas powtarzał, że ma zachowywać się jak
panna z dobrego domu. Trochę się powścieka i mu przejdzie. Szkoda,
że nie ma tu Luki, on na pewno stanąłby po jej stronie. No ale on
i Sasha zostali w domu. Skoro nie pomogły prośby, to pójdzie wbrew
zakazowi. Miała już dość tych wiecznych zakazów. Na nic jej nie
pozwalał. Od czasu kiedy został jej opiekunem, cały czas coś mu
się w niej nie podobało. A to źle się ubiera, nie zachowuje się
tak jak powinna, przyjaźni się z plebsem, a to nie uczy się
wystarczająco dużo. W jego oczach wszystko robiła źle. Cokolwiek
by nie zrobiła on i tak nie będzie zadowolony. Dlaczego więc ma
się starać, skoro i tak nie zostanie to docenione?
-Ta
niańka jej na to nie pozwala. A ty bądź tak miły i nie wtrącaj
się w nie swoje sprawy. Dostatecznie dużo mam z nią problemów,
bez podburzającego ją lowelasa.
-Lowelasa?
-powtórzył groźnym tonem Kira: -To się nazywa kultura i dobre
wychowanie. Jednak widzę, że tobie te pojęcia są nieznane.
-Jeśli
dobrym wychowaniem nazywasz, tak nachalne i prostackie narzucanie
swego towarzystwa, to rzeczywiście masz rację. Te pojęcia są mi
obce -rzekł zimno Fabian. Ich spojrzenia się spotkały tryskając
wrogością.
-Fabian
przestań! -Wiktoria krzyknęła na kuzyna. Niestety to tylko
podkręciło złość Fabiana, który jeszcze bardziej się wściekł.
-Widzę,
że niestety, ale nasze miłe spotkanie dobiegło końca. Nie chcę
cię Wiktorio narażać na złość tego gbura więc już pójdę
-powiedział Kira. Wstał z fotela i lekko się jej skłonił, po
czym dodał: -Następnym razem gdy się spotkamy obiecuje, że
zabiorę cię w jakieś ciekawe miejsce. Takaru, idziemy.
Blondyn
niechętnie przerwał zabawę zamkiem od kurtki i leniwie wstał z
siedzenia. Pożegnał się i wyszedł za Kirą zamykając za sobą
drzwi od przedziału.
-Ty
zawsze przyciągasz takie indywiduum. Jak w ogóle śmiałaś zgodzić
się na ten spacer, mimo mojego zakazu? -warknął Fabian, mierząc
ją wściekłym spojrzeniem.
-Być
może nie powinnam się zgadzać, ale chciałam tylko zobaczyć to
miasto. Nic więcej. A ty bez przyczyny mi tego zabraniasz. Fabian,
może jesteś moim opiekunem, ale zapominasz, że nie jestem
dzieckiem i nie powinieneś mnie tak traktować -odparła spokojnie,
Wiktoria. Nie chciała się z nim kłócić. Nauczyła się przez te
siedem miesięcy, że spory z nim jej na dobre nie wyjdą. Jednak nie
chciała też przyznać mu racji.
-Traktuje
cię odpowiednio do twojego zachowania.
-Odpowiednio
do mojego zachowania?! -prawie krzyknęła. Nie licząc dzisiejszej
sprzeczki, przez ostatni czas starała się zachowywać tak jak on
sobie tego życzył. Nie było to łatwe. Miał wobec niej coraz
większe wymagania. A ona cały czas próbowała im sprostać. I co
otrzymała w zamian? Kolejne pretensje i oskarżenia. -Chyba sobie
żartujesz! Staram się jak mogę, żeby cię wreszcie zadowolić,
ale ty nawet nie chcesz tego zauważyć. Po prostu z góry założyłeś,
że wszystko robię źle. Poza tym w ogóle nie liczysz się z moim
zdaniem. Liczy się tylko twoje. Mam tego dość!
Fabian
popatrzył na nią uważnie. Po chwili jego wyraz twarzy trochę
złagodniał.
-Rzeczywiście
dzisiaj trochę przesadziłem. Jestem zdenerwowany przed spotkaniem z
klanem Richi i mogło odbić się to na tobie. Gdy będziemy
wracać, obiecuje, że zwiedzimy jedno z ludzkich miast -powiedział
spokojnie Fabian. Patrzył jeszcze chwile na nią, po czym znowu
skierował swój wzrok na przesuwający się obraz za oknem. Zamyślił
się.
Wiktoria
ucieszyła się słysząc słowa Fabiana. Miał wiele wad, ale
potrafił się przyznać do błędu. Może faktycznie nie powinna
wymuszać na nim spaceru?
Pozostała
drogę do przesiadki spędzili w milczeniu. Wiktoria nie chciała
wprowadzać z nerwów Fabiana. Zawsze łatwo się denerwował, a
teraz powinien być maksymalnie skupiony. W czasie oczekiwania na
następny pociąg poszli coś zjeść do dworcowej restauracji. Nawet
nie skomentował jej wyboru posiłku! Co już dobitnie świadczyło o
jego nienaturalnym zachowaniu.
Niedaleko
ich stolika siedziała dwójka ich nowych znajomych z pociągu. Kira
puścił Wiktorii oczko i ręką zaprosił ją do swojego stolika.
Jednak ona nie chciała już prowokować więcej kłótni, więc
tylko pokręciła głową z uśmiechem. Już w następnym pociągu
Fabian poinformował ją tylko, że została im godzina jazdy, po
czym znowu zamilknął. Pod koniec podróży, Wiktoria zaczęła się
niecierpliwić, co nie uszło uwadze Fabiana.
-Niedługo
dojedziemy.
-Nareszcie
-powiedziała, przeciągając się na miejscu. -Jak dostaniemy się
do ich posiadłości?
-Wynajmiemy
taksówkę.
I
tyle było ich rozmowy, im mniej drogi im zostawało, tym Fabian był
bardziej skupiony. Wyglądało na to, że wreszcie się uspokoił.
Miał jakiś plan i szedł go zrealizować. Pociąg powoli zwalniał,
a Wiktoria zaczęła się szykować do wyjścia na mroźny peron.
Założyła długi, granatowy płaszcz i owinęła się czarnym
szalem. Spojrzała na Fabiana, który tak samo jak ona zaczął się
ubierać. Założył na siebie szarą skórzana kurtkę, która
Wiktorii wydawała się nie zbyt ciepła. Chłopak zdjął z półki
na bagaże ich dwie dość duże torby, wypchane po brzegi ubraniami.
Zarzucił sobie je na ramiona i wyszedł z przedziału. Wiktoria
szybko ruszyła za nim.
Gdy
wyszli z pociągu od razu uderzyła w nich fala zimna. Padał śnieg
i w dodatku wiał wiat. Wiktorię przeszły ciarki. Czuła jak uszy i
palce od rąk powoli zaczynają jej marznąć. Teraz żałowała, że
nie wzięła ze sobą czapki i rękawic, tak jak radził jej Fabian.
Przyłożyła dłonie do ust i zaczęła w nie dmuchać, jednak to
dużo nie pomogła.
-Mówiłem
żebyś ciepło się ubrała -rzekł Fabian mierząc ją wzrokiem.
-Jestem
przyzwyczajona do naszych łagodnych zim. Więc skąd miałam
wiedzieć, że tu będzie, aż tak zimno?
-Masz
-westchnął Fabian dając jej swoje grube rękawiczki.
-Dziękuje
-powiedziała wdzięczna Wiktoria.
Nie
trwało długo nim znaleźli taksówkę. Z początku kierowca nie
wiedział gdzie znajduje się posiadłość klanu Richi. W końcu na
ziemie do nich należące nie mogli wchodzić zwykli ludzie. Dlatego
nie było w tym nic dziwnego. Jednak Fabian szybko wyjaśnił
taksówkarzowi dokąd dokładnie ma jechać. Kolejna godzina,
spędzona w samochodzie minęła równie nudno jak czas spędzony w
pociągu. Fabian przez całą drogę się nie odzywał. Domyślała
się, że dokładnie analizuje plan spotkania z rodziną Richi.
Wiedziała jak ważne są sojusze między klanami. Dlatego siedziała
cicho, nie chcą przeszkadzać Fabianowi. Musiało być to dla niego
dość trudne i stresujące. Jednak jako przyszły przywódca klanu
musiał umieć wykonywać tego typu zadania.
Gdy
dojechali na miejsce Fabian zapłacił kierowcy złotem, ponieważ
nie posiadali pieniędzy używanych przez zwykłych ludzi. Taksówka
odjechała, a Fabian popatrzył na nią ostrzegawczo.
-Mam
nadzieje Wiktorio, że zdajesz sobie sprawę jaki ten sojusz jest
ważny dla naszego klanu? -zapytał, na co dziewczyna kiwnęła
głową.
-W
takim razie żadnych wybryków. Nie wiem ile dni tu spędzimy, ale
przez ten czas masz się zachowywać jak należy. Masz się trzymać
mnie, albo siedzieć w pokoju gościnnym. Nie możesz wałęsać się
po ich posiadłości jak ci się żywnie podoba. Zrozumiano?
-Dobrze.
Serdecznie zapraszam do mnie na nowy rozdział :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO! Teraz widzę, że przegapiłam nowy rozdział! Jak to możliwe?? Już biorę się za czytanie! :)
UsuńRozdział bardzo fajny, przyjemny i lekki. Lubię to! :) Opis hierarchii na początku, klanów i zwyczai niezwykle przypadł mi do gustu. Z kolei scena pojedynku Fabiana i Sashy, jedna z moich ulubionych dotychczas. Miałam cichą nadzieję, że młodszy brat pokona Fabiana i da mu porządne lanie :D Ale bym się cieszyła!
OdpowiedzUsuńZ kolei podróż Fabiana i Wictorii w pociągu i spotkanie tych dwóch, opisane w ciekawy sposób. Fabian jest jaki jest. Chce być władczy itd. ale coś czuję, że on i Wiktoria mogliby być wspaniałymi przyjaciółmi. To się widziu w ich przekomarzaniu się i dogryzaniu. Naprawdę, uwielbiam czytać dialogi pomiędzy tą dwójką!
No i ciekawe co czeka Fabiana i dziewczynę w klanie Richi. Dogadają się?
Rozdział naprawdę bardzo dobry, jak już mówiłam uwielbiam to opowiadanie.
Teraz troszkę mniej przyjemna część, czyli błędy, które udało mi się wyłapać (są to głownie literówki):
^ "jako że ich głownym celem była obrona" - głÓwnym
^ "Niestety jego zdolności mentalne w ogóle nie rozwijał się." - rozwijałY
^ "Dyskutował z nim o umiejętnościach nabytych podczas wyjazdów do krewnych, w czasie której ustalili.." - powinno być "w czasie KTÓRYCH" , bo chodzi o wyjazdy
^ "Na samym końcu zbrojowni, na jej całą szerokość ciągła się półka" - CIĄGNĘŁA się
^ "Nie minęła chwile" - chwilA
^ "Spotkałem go, gdy szedł to zbrojowni." - powinno być "do"
^ "gotowy do ataku, czy obroni." - obronY
^ "Fabian jeśli nie widział przeciwnika nie mógł doprowadzać torturować bólem głowy, przeciwnika." - Kompletnie nie rozumiem tego zdania :) Coś Ci się tutaj pogubiło.
^ "zapewne nie chcą dać Sashy satysfakcji z zranienia go." ZE zranienia go
^ "machania szpadelkom" - szpadelkĄ
^ "niestety Fabiana nadal pozostawał przy swoim." - FABIAN bez "A"
^ "Całą twarz MIAŁ w kolczykach - w uszach, nosie, brwi i wardze. Wszędzie zawiesił srebrne ozdoby. MIAŁ tęższą posturę niż jego przyjaciel, był tez wyższy. Wyglądał na młodszego, mógł mieć osiemnaście lub dziewiętnaście lat. MIAŁ na sobie długi, sięgający aż do ziemi szary płaszcz" - za dużo tego "miał", przez to ten fragment wygląda jak wyliczanka
^ "on niech sobie siedzi tutaj z skwaszoną miną" - ZE skwaszoną
^ "To co zgadzasz się Wiktorio? -[owiedział Kira - Powiedział
^ "Spojrzała na Fabiana, który tak samo jak ona zaczął się ubierań." - ubieraĆ
^ "Jestem przyzwyczajona do naszył łagodnych zim." - naszyCH
^ "Nie możesz wałęsać się po ich posiadłości jak ci się żywnie podoba. " - powinno być "kiedy ci się żywnie podoba".
Tyle :) Czekam niecierpliwie na nn!
Zapraszam w wolnej chwili do siebie. Ściskam
U mnie pojawił się nowy rozdział :) Zapraszam serdecznie i ściskam.
OdpowiedzUsuńSasha!
OdpowiedzUsuńStęskniłam się za tym bohaterem:D Nabrałam do niego sympatii za to, że wspierał Lukę (albo i Luka jego ^ ^) w podróżach po krewnych, ale po przyjeździe do domu Lucjusza, gdzieś ten bohater zniknął. Rozpłynął się.
Teraz mamy wielki come back i od razu walka z Fabianem:D
Jak miło było przeczytać, że trochę utarto Fabianowi nosa;d Chociaż... wspomniałam już, że Fabian to tak cudownie niejednoznaczna postać, że i lubię go i nie lubię jednocześnie? Chyba tak;d
W każdym razie cieszę się bardzo, że Sasha jednak choć częściowo zachował sympatię ojca. Nie nazwałabym Lucjusza dobrym rodzicem, ale to jednak rodzic, i Sasha, jako dziecko, zawsze będzie u niego szukał choćby najmniejszej aprobaty. Na szczęście Lucjusz miewa jakieś przebłyski czegoś w stylu rodzicielskiej czułości...
W tym rozdziale przypadła mi też do gustu opowieść Fabiana o klanach i o tym, jak funkcjonują. Niezwykle precyzyjnie pomyślana: widać, że half-theos tworzone jest profesjonalnie. Duzy plus ode mnie za tak przemyślaną fabułę.
Pozdrawiam!
Dawno tu nie zaglądałam ;/ i żałuje bo akcja rozwinęła się niesamowicie wszystko jest super opisane klany podróż Fabiana no CUDO!.Od ostatniego razu twoje umiejętności pisania są super!.Przez akapity które wstawiłaś czyta się super,lżej .Podoba mi się opisana kłótnia w pociągu między Fabianem a Wiktorią.Super.Będe tu musiała ,jest trochę błędów ale jak się wczytasz to po pewnym czasie nie zwracasz na nie uwagi bo fabuła wciąga niesamowicie ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam do mnie http://yuki75.blog.onet.pl/
Miałam już wcześniej przeczytać ten rozdział, ale zajrzałam do Dropsika. Miałam tylko dwa zdania przeczytać... Jak to ja przeczytałam całość :) A potem już skomentowałam i wykład się skończył. Cóż mi pozostało? Poczekać do wieczora :)
OdpowiedzUsuńNo i jestem! Bardzo podobał mi się ten rozdział i nie potrafię Ci powiedzieć dlaczego. Być może z powodu tego, że było bardzo dużo o Fabianie. W skali swojej dupkowatości, dzisiaj wyszedł na człowieka :) Dał Wiktorii swoje rękawiczki, wziął bagaże i zajął się organizacją. Jest napuszonym bufonem, ale w tej części pokazał odrobinę swojej ludzkiej twarzy :) Może go nawet trochę bardziej polubię?
Albo mi się wydaje, albo Luka potęguje dupkowatość Fabiana. Jak Fabian jest z Wiktorią jest taki... Łagodniejszy w obejściu. Przeprosił za to, że ona jest obiektem, na którym wyrzuca swoje frustracje i zmartwienia, a do tego obiecał, że pokaże jej ludzkie miasto.
Można by rzec, że w pewien sposób był... uroczy :P
Ale tylko w pewien sposób i tylko można by rzec :P
No i przewinęli się dwaj Azjaci od Utopii: Kira i Takeru. Baaaardzo nachalnie próbowali przeciągnąć Wiktorię na swoją stronę, ale to nie to mnie martwi. Bardziej to: Co oni robią w tym samym pociągu co Wiktoria i Fabian?
Ja nie wierzę w przypadki, a tym bardziej w przypadki kiedy główni bohaterowie spotykają tych złych :P
Dzisiaj już chyba nie zdążę przeczytać VI rozdziału, ale ciekawość mnie zżera - tyle mogę Ci powiedzieć :P
Ściskam Cię cieplutko i do napisania! :)
Droga Panno Kunegundo,
OdpowiedzUsuńmuszę przyznać, że Twoje opowiadanie wciąga mnie coraz bardziej. Wykreowałaś kilka naprawdę ciekawych postaci, co dodatkowo podnosi poziom atrakcyjności Twojego opowiadania.
Naprawdę nie wiem, co mam myśleć o Fabianie. Podczas walki znów ukazał swoje ciemne, chłodne i opanowane oblicze, które pragnie wszystkim udowodnić, że to on, Fabian, tutaj rządzi. A jednak potem, po sprzeczce z Wiktorią, potrafił przyznać się do błędu i nawet zdobył się na miły gest podarowania dziewczynie rękawic.
Wiktoria jest dla mnie także postacią niejednoznaczną. Nie wiem dlaczego, ale nie jestem jej największą fanką. Dziewczyna wydaje się być trochę rozkapryszona i po prostu dziecinna. Ale to tylko moje zdanie... ;)
Żal mi też jakoś Sashy... W końcu, na tle Fabiana, on wypada trochę blado. Widać, że zależy mu na aprobacie ojca, ale zarazem doskonale zna swoje słabości i wie, że jeszcze długa droga przed nim. Mam jednak nadzieję, że będzie dalej dzielnie walczył o swoje :)
Cieszę się też, że Fabian jednak nie pozwolił Wiktorii na spacer w towarzystwie Kiry i Takeru... Trochę to podejrzanie wyglądało, że tak bardzo zachęcali dziewczynę do przeciwstawienia się Fabianowi...
Uff, mam nadzieję, że już za niedługo uda mi się przeczytać kolejny rozdział :)
Pozdrawiam serdecznie!