Byłabym wdzięczna, gdyby komentarze pozostawiane przez Was na Halft-Theos były sensowne i zawierały w miarę bogatą opinie na temat bloga. Wytknijcie błędny, powiedzcie co Wam się podoba, a co nie. Z góry dziękuje i pozdrawiam.

Panna Kunegunda

czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział V

W klanach panowała ścisła hierarchia, która miała zapewnić porządek. Na jej szczycie stał przywódca, od którego decyzji wszystko było uzależnione. Następnie było Zgromadzenie Zwierzchni, zarządzające klanem, po nich występowała gałąź główna. Jej członkowie byli najbliższą rodziną przywódcy, przez co nie byli oni stali. Gdy zmieniał się lider, zmieniała się również gałąź główna. Byli świtą, która miała mu pomagać w obronie. Pełnili również funkcje reprezentacyjną. Podczas różnego rodzaju spotkań międzyklanowych, gdy rodzina była wzywana, stawiała się na nie gałąź główna. Był to przywilej, który miał zapobiec nieporozumieniom, oraz chronić przywódce.

Ten status w hierarchii dawał też wiele innych profitów i co za tym szło, komfort. Jednak jej członkowie byli zobowiązani do posiadania odpowiednio silnej mocy, jako że ich głównym celem była obrona. Jeśli takową nie dysponowali, wtem miano przynależności do głównej gałęzi było im odbierane.

Sasha znajdował się właśnie w takiej sytuacji. Już od urodzenia należał do głównej gałęzi, przez co od najmłodszych lat przechodził intensywne szkolenia. Niestety jego zdolności mentalne w ogóle nie rozwijały się. Dlatego je odrzucił i za zgodą ojca, całkowicie oddał się kształceniu w posługiwaniu bronią. Dla głównej gałęzi, postępowanie Sashy było karygodne, ich zdaniem odrzucał dziedzictwo przodków. Jednak, po wielu latach ciężkiego treningu, był w stanie udowodnić rodzinie, że jego wybór nie był błędny, choć zdawał sobie sprawę z tego, że nadal będzie nazywany "zakałą Lucjusza".

Sasha właśnie wychodził z gabinetu ojca. Dyskutował z nim o umiejętnościach nabytych podczas wyjazdów do krewnych, w czasie której ustalili, że sprawdzenie ich odbędzie się za pomocą walki z Fabianem. Sasha miał niespełna godzinę, by przygotować się do starcia z starszym bratem. Miało ono zadecydować, o jego dalszych treningach, a w ostateczności nawet o przynależności do głównej gałęzi.

Sasha od razu skierował się do zbrojowni, która znajdowała się w piwnicy domu. Było to ogromne pomieszczenie, oświetlone wieloma lampami przemysłowymi. W szklanych gablotach ustawionych pod szarymi ścianami, umieszczano różnego rodzaju zbroje, z najdawniejszych epok, których używali przodkowie klanu Adlern. Z prawej strony pomieszczenia były ustawione stojaki, na których ułożono wszelkiej klasy bronie - od kieszonkowych noży, po łuki i kopie. Miejsce z lewej przeznaczone było dla opancerzenia, gdzie można było znaleźć ochronne stroje w wielu wykonaniach i rozmiarach. Na samym końcu zbrojowni, na jej całą szerokość ciągnęła się półka, na której znajdowała się biżuteria, wzbogacona kamieniami teleportacyjnymi do najdalszych zakątków świata, oraz wiele trucizn, czy talizmanów.

Sasha zdawał sobie sprawę, że musi się odpowiednio przygotować na tą walkę, gdyż nie mógł liczyć na ulgowe traktowanie przez Fabiana, wręcz przeciwnie. Starszy brat w żaden sposób nie będzie się hamował, by w dotkliwy sposób sprawdzić możliwości bojowe Sashy.

Chłopak przebrał się w zwykły, czarny strój, który miał mu nie ograniczać szybkości i swobody ruchów, co w jego technice walki było bardzo ważne. Na to założył cienką kamizelkę, która z pozoru wyglądała na nietrwałą i delikatną, jednak była bardzo wytrzymała. Wykonano ją przez doświadczonych rzemieślników, przy użyciu pajęczych nici. Na koniec przewiązał się jeszcze specjalnym, skórzanym pasem z kieszeniami, do których włożył niewielkie ostrza i coś w po dobie malutkich, brązowych piłeczek. Była to broń, skonstruowana wieki temu, która po rozbiciu wydzielała chmury dymu, dezorientując przy tym przeciwnika.

Gotowy na starcie, udał się do ogrodu, na tyły domu, gdzie znajdowała się polana, na której najczęściej odbywały się treningi, czy walki pokazowe. Zostało mu jeszcze trochę czasu, więc usiadł pod jednym z pobliskich drzew i czekał cierpliwie na przyjście brata i ojca. Nie minęła chwila, gdy zobaczył Lukę idącego w jego kierunku.

-Witam, witam kuzynie. Czyli to jednak prawda, że masz skopać tyłek Fabianowi -rzekł Luka, po czym przycupnął obok niego.

-Skąd to wiesz? Termin sprawdzenia mych umiejętności, uzgodniłem z ojcem, zaledwie godzinę temu.

-Fabian mi powiedział. Spotkałem go, gdy szedł do zbrojowni. Nawet nie wiesz, jak ja chciałbym być na twoim miejscu -rozmarzył się Luka i jakby z nieobecnym wzrokiem kontynuował dalej; -Mógłbym zlać go na kwaśne jabłko, bez żadnych konsekwencji. Czego chcieć więcej?

Sasha nie był przekonany, co do optymizmu Luki. Już od dawna nie widział Fabiana w walce, jednak zdawał sobie sprawę, że jego umiejętności są na wysokim poziomie. W dodatku miał on znaczną przewagę, gdyż dysponował zdolnościami mentalnymi i z pewnością nie będzie wahał się ich użyć, nawet jeśli miałoby to oznaczać nierówną walkę.

-Widzę, że ci kuzynie do szczęścia niewiele potrzeba -uśmiechnął się niemrawo Sasha.

-Marne istnienie, posiada marne ambicje -powiedział Fabian, który podszedł niezauważony, a tuż za nim Lucjusz.

-Faktycznie, nie jest wielką ambicją strzaskać cię na kwaśne jabłko, drogi kuzynie. Jednak myślę, że na przystawkę się nadasz -odparł Luka, szeroko się uśmiechając.

-Skończcie już! -rozkazał Lucjusz -Nie przyszedłem tu wysłuchiwać waszych dziecinnych gierek.

-Przepraszam, ojcze -odrzekł Fabian.

-Ta... Sorry.

Sasha odszedł za bratem na znaczną odległość, by podczas walki nie zranić obserwującej dwójki. Nagle jego prawą dłoń zaczął oplatać czarny dym, za którego wyłaniało się coś długiego i błyszczącego. Gdy, chwile później obłoki znikły, w ręce chłopaka ukazała się katana, stworzona z unikalnej, niezwykle wytrzymałej stali. Chłopak ustawił się w odpowiedniej pozycji, gotowy do ataku, czy obrony.

Sasha bacznie obserwował Fabiana. Był on ubrany w kamizelkę z pajęczych nici, na którą założył zbroję, wykonaną z sztywnej skóry i nabijaną nitami. W dłoniach trzymał duży dwuręczny miecz, o niezwykle zdobionej rękojeści.

Sasha, dostrzegł ostre spojrzenie brata i nagle w jego głowię pojawił się lekki ból. Wiedział, że było to spowodowane mocą Fabiana. W ten sposób dawał mu znak, że nie będzie się powstrzymał i ma zamiar używać swych zdolności mentalnych.

Ruszyli. Jak można było się spodziewać Fabian naparł na brata z całą mocą. Jego siła w połączeniu z ciężką bronią, tworzyła niezwykle potężne ataki. Sasha zwinnie unikał każdego ciosu, nie chcą tracić niepotrzebnie energii na blokowanie ich. Tylko czekał, brat się zmęczy i popełni błąd.

-Widzę, że trening u rodziny udoskonalił wyłącznie twoją technikę ucieczki -rzekł Fabian między ciosami, który okazał się niezwykle wytrzymały i konsekwentny w ofensywie.

Sasha, widząc to postanowił sam stworzyć okazję do ataku. Odskoczył na znaczną odległość, po czym rzucił w niego dwoma ostrzami, które trzymał w skórzanym pasku. Fabian z łatwością odbił je mieczem, jednak w tym czasie Sasha zdążył podbiec do niego i zaatakować. Już miał uderzać, gdy nagle poczuł ostry ból w głowie, przez co zawahał się. To wystarczyło by brat, uderzył w jego katanę i wytrącił mu go z ręki. Fabian ponownie zaatakował, jednak Sasha zdążył przywołać miecz, który pojawił się w ułamku sekundy w jego dłoni i zablokował uderzenie. Rozpoczęła się kolejna wymiana ciosów.

Sasha zdawał sobie sprawę, że przez zdolności mentalne brata, nie był w stanie się do niego zbliżyć. Jednak znał jego słaby punkt. Fabian jeśli nie widział przeciwnika nie mógł użyć na nim swej mocy. 

Sasha zwinnie uniknął ataku, po czym wspierając się ramieniem barat, zrobił salto nad jego głową, lądując za jego plecami. Następnie, szybkim ruchem rzucił jedną z wybuchowych kulek, uwalniając tym samym zasłonę dymną. Sasha zaczął krążyć wokół brata i ciskać w niego sztylety. W końcu znalazł okazję do ataku, podbiegł do niego i błyskawicznie go wyprowadził. Fabian nie zdążył wykonać uniku, przez co ostrze katy zatopiło się w jego ramieniu. W tym momencie Sasha, poczuł ostry ból w głowie, przez co ledwo uniknął wymierzonego w niego uderzenia. Jednak dotkliwa tortura narastała, do tego stopnie, że tracił równowagę i przyklęknął na jedno kolano. Nawet nie zauważył, gdy Fabian do niego podszedł i wycelował ostrze miecza w jego stronę.

Ból momentalnie zniknął, a Sasha spojrzał na poirytowanego Fabiana. Powoli zaczęła dochodzić do niego gorycz porażki, która świadczyła, że jego wieloletni trening nie był wystarczający. Teraz pozostawało tylko, czekanie na ocenę ojca, co do której, Sasha nie miał wielkich nadziei.

Wielki miecz Fabiana, rozpłynął się w obłokach czarnego dymu. Przez chwile, widać było grymas bólu na jego twarzy, wywołany krwawiącą raną na ramieniu. Jednak chłopak szybko go opanował, zapewne nie chcą dać Sashy satysfakcji ze zranienia go.

Sasha szybko podniósł się z ziemi i skierował się, wraz z bratem do obserwującego ich, ojca.

-No, proszę. Ładne widowisko, Sasha -powiedział zadowolony Luka, klaszcząc w dłonie. Przyjrzał się z chytrym uśmiechem, ranie Fabiana, po czym zwrócił się do niego: -Drogi kuzynie, spodziewałem się po tobie czegoś więcej, niż zwykłego machania szpadelkom. Jednak, jak zwykle nie zaskoczyłeś mnie niczym nowym.

-Jak wiadomo, rozpieszczone dzieci ciężko zadowolić. Dlatego nawet na to nie liczyłem, Lukasie -odgryzł się zdenerwowany Fabian.

-Milczeć! -warknął Lucjusz. Zapadła cisza, podczas, której ojciec bacznie lustrował synów. -Cóż, Aleksandrze, spodziewałem się większych postępów. Jednak widzę, że coś drgnęło, dlatego pozostaniesz w głównej gałęzi, mimo iż nie posiadasz zdolności mentalnych, Liczę, że nadal będziesz kontynuował trening, który pozostawię już w twojej własnej gestii. Nie będę ci narzucać wyjazdów do krewnych, chyba, że sam będziesz tego chciał. Teraz tylko od ciebie zależy, czy będziesz kontynuował naukę, by sprostać wymaganiom głównej gałęzi.

Popatrzył jeszcze przez chwile na synów, po czym odszedł w stronę domu.

Sasha był rad z oceny Lucjusza. Wiedział, że był zadowolony z jego umiejętności bojowych, mimo iż tego nie okazywał. Był jego ojcem i chłopak zdążył się przyzwyczaić do jego zimnego i opanowanego podejścia. Nie często kogoś chwalił, a jeśli już, to robił to w delikatny, prawie niezauważalny sposób. 

-Pff... Może i ojciec akceptuje twoje umiejętniej, jednak na dłuższą metę takie tanie sztuczki ci nie pomogą -rzekł Fabian i odszedł dumnym krokiem, zostawiając kuzynów samych.

-Jak się złości, co? -zaśmiał się Luka: -Miałem rację, że twój ojciec będzie zadowolony, a ty stękałeś, że wyrzuci cię z głównej gałęzi.

-Ta... Ciekawe jak długo w niej pozostanę.

*****

-Czemu nie chcesz się zgodzić? Przecież przejeżdżamy koło tego miasta -nalegała Wiktoria, niestety Fabiana nadal pozostawał przy swoim.

-Nie mam zamiaru obracać się w towarzystwie zwykłych ludzi, więcej niż jest to konieczne -odparł stanowczo.

-Chociaż na godzinę -powiedziała proszącym tonem.

-Nie i koniec.

Od dobrych dwóch godzin próbowała go namówić na wycieczkę do ludzkiego miasta, jednak on pozostawał nieugięty. Nie chciał nawet słyszeć o zmianie planów. A tak chciała zobaczyć te słynne drapacze chmur. Podobno ludzie są świętymi architektami! Nawet co bardziej postępowe klany zatrudniają ludzi do budowy swoich posiadłości. Wcześniej myślała, że może ich pociąg przejedzie przez jakieś miasto, by mogła choć zerknąć na życie zwykłych ludzi. Jednak przez cała drogę nie zobaczyła nic ciekawego. Ludzkie wioski wyglądały niemal identycznie jak ich. No może mieli nieco więcej dziwnych maszyn, ale poza tym nic ciekawego. Może w pobliżu posiadłości Richi będzie jakieś ludzkie miasto?

-A właściwie po co mnie ze sobą zabrałeś? Jedziesz zawiązywać jakieś sojusze. Po co ja ci do tego?

-Zabrałem cię ze sobą, bo nie mogłem cię zostawić samej. Od razu wykorzystałabyś moją nieobecność do wycieczki do slumsów. A tak mam cię cały czas na oku. Niestety muszę przy okazji cię słuchać, czego wcześniej nie uwzględniłem w moim planie -odparł znużonym tonem Fabian. Patrzył przez okno pociągu z zamyśloną miną. Pewnie obmyślał jakiś szczegółowy plan działania. Ech... ta polityka.

-Fabian. A właściwie o co jest ten spór? -zapytała z nudów, choć tak naprawdę w ogóle jej to nie interesowało.

-Miedzy nami a Richi? Jak wiesz na naszych terenach wytwarzane są kamienie teleportacyjne. Tym trudni się ludność nam podległa i z tego my się utrzymujemy. Każdy klan jeśli chce przetrwać musi zapewnić sobie finanse i wpływy. Jeśli natomiast na terenach podległych danemu klanowi nie ma niczego co mogłoby mu zapewnić te dwie rzeczy to niechybnie czeka go zagłada. W takiej właśnie sytuacji był klan Richi. Stanęli więc na krawędzi zagłady. Przyzwyczajeni do wystawnego życia nie umieli odmówić sobie przyjemności. Poszczególni członkowie zaczęli więc trudzić się jakże haniebnym zajęciem jakim jest najemnictwo. Na początku władze klanu nie były zadowolone z sposobu zdobywania pieniędzy przez członków rodziny. Najemnicy nigdy nie cieszyli się dobra opinią. Jednak widmo bankructwa przysłoniło im wcześniejsze obrzydzenie tym fachem. Stopniowo coraz więcej osób zaczęło wynajmować swoje zdolności za pieniądze. Później cały klan. Teraz rodzina Richi znana jest tylko z tego zawodu. No i nie przysporzyło im to przyjaciół. Każdy klan na swoim terytorium sam chce rozwiązywać wewnętrzne problemy, a wtrącanie się najemników wynajętych przez którąś ze stron konfliktu tylko to utrudnia -Fabian opowiadał znużonym głosem swoją historię. Robił to mechanicznie, bez żadnych emocji, jakby jego myśli zaprzątało coś zupełnie innego.

-No a co ty byś zrobił, gdyby nasza rodzina miała zniknąć? Musieli się jakoś przystosować. Zwyczajna ewolucja -zapytała Wiktoria, kompletnie nie rozumiejąc obrzydzenia Fabiana.

-Nigdy nie pozwoliłbym byście się aż tak splugawili. A ty chcesz poznać przyczyny konfliktu, czy masz zamiar dalej stawać po stronie obcego klanu? -zapytał poirytowanym głosem.

-No chcę, chcę. Tak tylko wtrąciłam -odpowiedziała ugodowo Wiktoria.

-No to słuchaj. No więc członkowie naszego klanu mieli wątpliwą przyjemność zmierzyć się z najemnikami z klanu Richi. Otóż na jedno z przyjęć wtargnęła grupa zamaskowanych osobników. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział kim są. Dostali zlecenie zgładzenia głowy rodziny urządzającej przyjęcie. Jak możesz się domyślić wywiązała się walka mająca na celu ochronę przywódcy rodu. Również Adlern walczyli dzielnie samemu zabijając dwóch najemników. I tu właśnie zaczął się problem. Okazało się bowiem, że jednym z zabitych był syn przywódcy klanu Richi. Na tym właśnie polega istota problemu. Adlern nie wiedzieli kogo zabili. Zresztą czy gdyby wiedzieli to czy nie mieliby takiego prawa? To oni byli napastnikami, powinni liczyć się z konsekwencjami.

Wiktoria zrozumiała trudność misji stojącej przed Fabianem. Był jej opiekunem już od siedmiu miesięcy, więc siłą rzeczy spędzała z nim każdą chwile. Przez cały ten czas mogła poznać go z różnych stron, ale takiego go jeszcze nie widziała. Bywał złośliwy, wymagający, zadufany w sobie i autorytarny. Teraz był zamyślony i jakby zmartwiony.

-Kiedy mamy przesiadkę? -zapytała po chwili.

-Za jakąś godzinę.

W tym momencie drzwi kabiny otworzyły się i stanęło w niej dwóch Azjatów.

Niższy mógł być w wieku Fabiana lub trochę młodszy. Długie, czarę włosy, sięgające łopatek zostały niedbale związane w warkocz. Miał chudą, pociągłą twarz, której cera była o wiele za blada jak na azjatyckie standardy. Wyglądał jak wychudzony, japoński model. Miał na sobie czarny podkoszulek i dżinsy rurki, na przegubach kilka ciemnych bransolet, a na szyi łańcuszek z okiem umiejscowionym w trójkącie. W ręce trzymał czarną puchatą kurtkę i małą torbę. Ładną twarz niszczył wyraz poirytowania. Był wyraźnie zły. Natomiast jego towarzysz wyglądał na o wiele bardziej zrelaksowanego. Miał bardzo jasne włosy. To już nawet nie był blond, wyglądały jakby były białe, zapewne rozjaśnione utleniaczem. Kontrastowały z ciemnymi oczyma naturalnymi dla Azjatów. Było w nich coś dziwnego, wyglądały jakby były przećpane. Całą twarz miał w kolczykach - w uszach, nosie, brwi i wardze. Wszędzie zawiesił srebrne ozdoby. Miał tęższą posturę niż jego przyjaciel, był tez wyższy. Wyglądał na młodszego, mógł mieć osiemnaście lub dziewiętnaście lat. Miał na sobie długi, sięgający aż do ziemi szary płaszcz zapięty pod sama szyje, choć w pociągu było przecież ciepło.

-Witam -powiedział młodszy: -Widzę, że nie tylko my podróżujemy zwykłymi środkami komunikacyjnymi. Czy moglibyśmy się przysiąść? -zapytał uprzejmym, ale monotonnym głosem.

-Oczywiście, proszę -odpowiedziała Wiktoria. Może teraz przestanie się nudzić. 

Fabian rzucił jej karcące spojrzenie. Najwidoczniej nie był zadowolony z nowych towarzyszy podróży. Oboje weszli do przedziału zamykając za sobą drzwi. Brunet usiadł koło Wiktorii, a blondyn obok Fabiana i zaczęli rozmowę.

-Kira nie bocz się już na mnie - blondyn zwrócił się do kolegi: -przecież nie zrobiłem tego specjalnie.

-Nie zrobiłeś specjalnie? A jak nazwiesz rozbijanie kamienia by udowodnić, że da się go zniszczyć?

-Upierałeś się, że się nie da...

-Co nie znaczyło, że masz zaraz wyprowadzać mnie z błędu. Takaru to był nasz ostatni kamień teleportacyjny do tego miasta. Przez ciebie musimy podróżować w ten sposób.

-Mogłeś się nie kłócić, że się nie da...

-Zabije cię Takeru, jak tylko wykonamy misje, wyrwę ci wnętrzności - szatyn był wyraźnie zdenerwowany, wyglądał jakby powstrzymywał się przed rzuceniem się na przyjaciela. Ten natomiast najwyraźniej nic nie robił sobie z gróźb pod swoim adresem i zaczął bawić się zamkiem od płaszcza.

-Fabian. Niedługo mamy przesiadkę tak? To może jak będziemy oczekiwać na następny pociąg pójdziemy na zakupy do miasta ludzi? -Wiktoria chwytała się każdej szansy, by choć odrobinę poznać ludzką społeczność.

-Wiktorio przestań mnie męczyć. Nie mam ochoty -powiedział Fabian, nadal nie odrywając wzroku od okna.

-Dobrze, w takim razie ty poczekasz, a ja pójdę sama.

-Śmieszna jesteś, naprawdę myślisz, że puszcze cie gdziekolwiek samą? -zapytał rozbawionym głosem.

-Przecież wiesz, że chcę tylko zobaczyć ludzkie miasto.

-Ludzkie miasta są spoko. Pełno tam wielkich metalowych konstrukcji -odezwał się rozmarzonym głosem Takaru.

-Byłeś tam? -zapytała podekscytowana Wiktoria: -To prawda, że maja domy sięgające chmur?

-No ba. Zbudowane z szkła i metalu. Gdy się na nie patrzy to trudno uwierzyć,że zbudowali to ci ułomni ludzie.

-Chciałabym je zobaczyć -westchnęła Wiktoria.

-Chcesz je zobaczyć? -niespodziewanie zapytał chłopak, siedzący obok niej. Do tej pory milczący, teraz wpatrywał się w Wiktorię z oczekiwaniem.

-Nawet nie wiesz jak bardzo -odparła.

-W takim razie zapraszam panienkę na wycieczkę. My również w najbliższym mieście mamy przesiadkę, w czasie oczekiwania na następny pociąg, bardzo chętnie przespaceruje się z panienka po mieście -powiedział szarmanckim tonem Kira. Przyciągnął do siebie dłoń Wiktorii i złożył na niej delikatny pocałunek. -Nazywam się Kira.

-Wiktoria -odpowiedziała zaskoczona jego zachowaniem.

-Bardzo mi przykro, ale ona nigdzie nie idzie. Wiktoria jest zbyt roztrzepana by puszczać ją gdziekolwiek samą -wtrącił Fabian, stanowczym tonem.

-Nie bądź śmieszny, tak urocza panna nie może być osobą roztrzepaną. Zresztą nie będzie sama, ja będę jej towarzyszył -Kira nie dawał za wygraną.

-Powiedziałem nie.

-Och Fabian, zgódź się -nalegała Wiktoria.

-Stajesz się irytująca, Wiktorio.

-Moja droga. Nie musisz przecież pytać swojej niańki o zgodę. Przejdziemy się trochę i zaraz wrócimy, a on niech sobie siedzi tutaj z skwaszoną miną. To co zgadzasz się Wiktorio? -Powiedział Kira i spojrzał na Fabiana, jakby oczekując jego reakcji. 

-Niegrzecznie jest odmawiać takiemu dżentelmenowi -odpowiedziała z uśmiechem. Fabian pewnie będzie wściekły, ale co mu szkodzi pozwolić jej na mały spacer? Sam cały czas powtarzał, że ma zachowywać się jak panna z dobrego domu. Trochę się powścieka i mu przejdzie. Szkoda, że nie ma tu Luki, on na pewno stanąłby po jej stronie. No ale on i Sasha zostali w domu. Skoro nie pomogły prośby, to pójdzie wbrew zakazowi. Miała już dość tych wiecznych zakazów. Na nic jej nie pozwalał. Od czasu kiedy został jej opiekunem, cały czas coś mu się w niej nie podobało. A to źle się ubiera, nie zachowuje się tak jak powinna, przyjaźni się z plebsem, a to nie uczy się wystarczająco dużo. W jego oczach wszystko robiła źle. Cokolwiek by nie zrobiła on i tak nie będzie zadowolony. Dlaczego więc ma się starać, skoro i tak nie zostanie to docenione?

-Ta niańka jej na to nie pozwala. A ty bądź tak miły i nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. Dostatecznie dużo mam z nią problemów, bez podburzającego ją lowelasa.

-Lowelasa? -powtórzył groźnym tonem Kira: -To się nazywa kultura i dobre wychowanie. Jednak widzę, że tobie te pojęcia są nieznane.

-Jeśli dobrym wychowaniem nazywasz, tak nachalne i prostackie narzucanie swego towarzystwa, to rzeczywiście masz rację. Te pojęcia są mi obce -rzekł zimno Fabian. Ich spojrzenia się spotkały tryskając wrogością.

-Fabian przestań! -Wiktoria krzyknęła na kuzyna. Niestety to tylko podkręciło złość Fabiana, który jeszcze bardziej się wściekł.

-Widzę, że niestety, ale nasze miłe spotkanie dobiegło końca. Nie chcę cię Wiktorio narażać na złość tego gbura więc już pójdę -powiedział Kira. Wstał z fotela i lekko się jej skłonił, po czym dodał: -Następnym razem gdy się spotkamy obiecuje, że zabiorę cię w jakieś ciekawe miejsce. Takaru, idziemy.

Blondyn niechętnie przerwał zabawę zamkiem od kurtki i leniwie wstał z siedzenia. Pożegnał się i wyszedł za Kirą zamykając za sobą drzwi od przedziału.

-Ty zawsze przyciągasz takie indywiduum. Jak w ogóle śmiałaś zgodzić się na ten spacer, mimo mojego zakazu? -warknął Fabian, mierząc ją wściekłym spojrzeniem.

-Być może nie powinnam się zgadzać, ale chciałam tylko zobaczyć to miasto. Nic więcej. A ty bez przyczyny mi tego zabraniasz. Fabian, może jesteś moim opiekunem, ale zapominasz, że nie jestem dzieckiem i nie powinieneś mnie tak traktować -odparła spokojnie, Wiktoria. Nie chciała się z nim kłócić. Nauczyła się przez te siedem miesięcy, że spory z nim jej na dobre nie wyjdą. Jednak nie chciała też przyznać mu racji.

-Traktuje cię odpowiednio do twojego zachowania.

-Odpowiednio do mojego zachowania?! -prawie krzyknęła. Nie licząc dzisiejszej sprzeczki, przez ostatni czas starała się zachowywać tak jak on sobie tego życzył. Nie było to łatwe. Miał wobec niej coraz większe wymagania. A ona cały czas próbowała im sprostać. I co otrzymała w zamian? Kolejne pretensje i oskarżenia. -Chyba sobie żartujesz! Staram się jak mogę, żeby cię wreszcie zadowolić, ale ty nawet nie chcesz tego zauważyć. Po prostu z góry założyłeś, że wszystko robię źle. Poza tym w ogóle nie liczysz się z moim zdaniem. Liczy się tylko twoje. Mam tego dość!

Fabian popatrzył na nią uważnie. Po chwili jego wyraz twarzy trochę złagodniał.

-Rzeczywiście dzisiaj trochę przesadziłem. Jestem zdenerwowany przed spotkaniem z klanem Richi i mogło odbić się to na tobie. Gdy będziemy wracać, obiecuje, że zwiedzimy jedno z ludzkich miast -powiedział spokojnie Fabian. Patrzył jeszcze chwile na nią, po czym znowu skierował swój wzrok na przesuwający się obraz za oknem. Zamyślił się.

Wiktoria ucieszyła się słysząc słowa Fabiana. Miał wiele wad, ale potrafił się przyznać do błędu. Może faktycznie nie powinna wymuszać na nim spaceru?

Pozostała drogę do przesiadki spędzili w milczeniu. Wiktoria nie chciała wprowadzać z nerwów Fabiana. Zawsze łatwo się denerwował, a teraz powinien być maksymalnie skupiony. W czasie oczekiwania na następny pociąg poszli coś zjeść do dworcowej restauracji. Nawet nie skomentował jej wyboru posiłku! Co już dobitnie świadczyło o jego nienaturalnym zachowaniu.

Niedaleko ich stolika siedziała dwójka ich nowych znajomych z pociągu. Kira puścił Wiktorii oczko i ręką zaprosił ją do swojego stolika. Jednak ona nie chciała już prowokować więcej kłótni, więc tylko pokręciła głową z uśmiechem. Już w następnym pociągu Fabian poinformował ją tylko, że została im godzina jazdy, po czym znowu zamilknął. Pod koniec podróży, Wiktoria zaczęła się niecierpliwić, co nie uszło uwadze Fabiana.

-Niedługo dojedziemy.

-Nareszcie -powiedziała, przeciągając się na miejscu. -Jak dostaniemy się do ich posiadłości?

-Wynajmiemy taksówkę.

I tyle było ich rozmowy, im mniej drogi im zostawało, tym Fabian był bardziej skupiony. Wyglądało na to, że wreszcie się uspokoił. Miał jakiś plan i szedł go zrealizować. Pociąg powoli zwalniał, a Wiktoria zaczęła się szykować do wyjścia na mroźny peron. Założyła długi, granatowy płaszcz i owinęła się czarnym szalem. Spojrzała na Fabiana, który tak samo jak ona zaczął się ubierać. Założył na siebie szarą skórzana kurtkę, która Wiktorii wydawała się nie zbyt ciepła. Chłopak zdjął z półki na bagaże ich dwie dość duże torby, wypchane po brzegi ubraniami. Zarzucił sobie je na ramiona i wyszedł z przedziału. Wiktoria szybko ruszyła za nim. 

Gdy wyszli z pociągu od razu uderzyła w nich fala zimna. Padał śnieg i w dodatku wiał wiat. Wiktorię przeszły ciarki. Czuła jak uszy i palce od rąk powoli zaczynają jej marznąć. Teraz żałowała, że nie wzięła ze sobą czapki i rękawic, tak jak radził jej Fabian. Przyłożyła dłonie do ust i zaczęła w nie dmuchać, jednak to dużo nie pomogła.

-Mówiłem żebyś ciepło się ubrała -rzekł Fabian mierząc ją wzrokiem.

-Jestem przyzwyczajona do naszych łagodnych zim. Więc skąd miałam wiedzieć, że tu będzie, aż tak zimno?

-Masz -westchnął Fabian dając jej swoje grube rękawiczki.

-Dziękuje -powiedziała wdzięczna Wiktoria.

Nie trwało długo nim znaleźli taksówkę. Z początku kierowca nie wiedział gdzie znajduje się posiadłość klanu Richi. W końcu na ziemie do nich należące nie mogli wchodzić zwykli ludzie. Dlatego nie było w tym nic dziwnego. Jednak Fabian szybko wyjaśnił taksówkarzowi dokąd dokładnie ma jechać. Kolejna godzina, spędzona w samochodzie minęła równie nudno jak czas spędzony w pociągu. Fabian przez całą drogę się nie odzywał. Domyślała się, że dokładnie analizuje plan spotkania z rodziną Richi. Wiedziała jak ważne są sojusze między klanami. Dlatego siedziała cicho, nie chcą przeszkadzać Fabianowi. Musiało być to dla niego dość trudne i stresujące. Jednak jako przyszły przywódca klanu musiał umieć wykonywać tego typu zadania.

Gdy dojechali na miejsce Fabian zapłacił kierowcy złotem, ponieważ nie posiadali pieniędzy używanych przez zwykłych ludzi. Taksówka odjechała, a Fabian popatrzył na nią ostrzegawczo.

-Mam nadzieje Wiktorio, że zdajesz sobie sprawę jaki ten sojusz jest ważny dla naszego klanu? -zapytał, na co dziewczyna kiwnęła głową.

-W takim razie żadnych wybryków. Nie wiem ile dni tu spędzimy, ale przez ten czas masz się zachowywać jak należy. Masz się trzymać mnie, albo siedzieć w pokoju gościnnym. Nie możesz wałęsać się po ich posiadłości jak ci się żywnie podoba. Zrozumiano?

-Dobrze.


8 komentarzy:

  1. Serdecznie zapraszam do mnie na nowy rozdział :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Teraz widzę, że przegapiłam nowy rozdział! Jak to możliwe?? Już biorę się za czytanie! :)

      Usuń
  2. Rozdział bardzo fajny, przyjemny i lekki. Lubię to! :) Opis hierarchii na początku, klanów i zwyczai niezwykle przypadł mi do gustu. Z kolei scena pojedynku Fabiana i Sashy, jedna z moich ulubionych dotychczas. Miałam cichą nadzieję, że młodszy brat pokona Fabiana i da mu porządne lanie :D Ale bym się cieszyła!
    Z kolei podróż Fabiana i Wictorii w pociągu i spotkanie tych dwóch, opisane w ciekawy sposób. Fabian jest jaki jest. Chce być władczy itd. ale coś czuję, że on i Wiktoria mogliby być wspaniałymi przyjaciółmi. To się widziu w ich przekomarzaniu się i dogryzaniu. Naprawdę, uwielbiam czytać dialogi pomiędzy tą dwójką!

    No i ciekawe co czeka Fabiana i dziewczynę w klanie Richi. Dogadają się?

    Rozdział naprawdę bardzo dobry, jak już mówiłam uwielbiam to opowiadanie.
    Teraz troszkę mniej przyjemna część, czyli błędy, które udało mi się wyłapać (są to głownie literówki):

    ^ "jako że ich głownym celem była obrona" - głÓwnym

    ^ "Niestety jego zdolności mentalne w ogóle nie rozwijał się." - rozwijałY

    ^ "Dyskutował z nim o umiejętnościach nabytych podczas wyjazdów do krewnych, w czasie której ustalili.." - powinno być "w czasie KTÓRYCH" , bo chodzi o wyjazdy

    ^ "Na samym końcu zbrojowni, na jej całą szerokość ciągła się półka" - CIĄGNĘŁA się

    ^ "Nie minęła chwile" - chwilA

    ^ "Spotkałem go, gdy szedł to zbrojowni." - powinno być "do"

    ^ "gotowy do ataku, czy obroni." - obronY

    ^ "Fabian jeśli nie widział przeciwnika nie mógł doprowadzać torturować bólem głowy, przeciwnika." - Kompletnie nie rozumiem tego zdania :) Coś Ci się tutaj pogubiło.

    ^ "zapewne nie chcą dać Sashy satysfakcji z zranienia go." ZE zranienia go

    ^ "machania szpadelkom" - szpadelkĄ

    ^ "niestety Fabiana nadal pozostawał przy swoim." - FABIAN bez "A"

    ^ "Całą twarz MIAŁ w kolczykach - w uszach, nosie, brwi i wardze. Wszędzie zawiesił srebrne ozdoby. MIAŁ tęższą posturę niż jego przyjaciel, był tez wyższy. Wyglądał na młodszego, mógł mieć osiemnaście lub dziewiętnaście lat. MIAŁ na sobie długi, sięgający aż do ziemi szary płaszcz" - za dużo tego "miał", przez to ten fragment wygląda jak wyliczanka

    ^ "on niech sobie siedzi tutaj z skwaszoną miną" - ZE skwaszoną

    ^ "To co zgadzasz się Wiktorio? -[owiedział Kira - Powiedział

    ^ "Spojrzała na Fabiana, który tak samo jak ona zaczął się ubierań." - ubieraĆ

    ^ "Jestem przyzwyczajona do naszył łagodnych zim." - naszyCH

    ^ "Nie możesz wałęsać się po ich posiadłości jak ci się żywnie podoba. " - powinno być "kiedy ci się żywnie podoba".

    Tyle :) Czekam niecierpliwie na nn!

    Zapraszam w wolnej chwili do siebie. Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie pojawił się nowy rozdział :) Zapraszam serdecznie i ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sasha!
    Stęskniłam się za tym bohaterem:D Nabrałam do niego sympatii za to, że wspierał Lukę (albo i Luka jego ^ ^) w podróżach po krewnych, ale po przyjeździe do domu Lucjusza, gdzieś ten bohater zniknął. Rozpłynął się.
    Teraz mamy wielki come back i od razu walka z Fabianem:D
    Jak miło było przeczytać, że trochę utarto Fabianowi nosa;d Chociaż... wspomniałam już, że Fabian to tak cudownie niejednoznaczna postać, że i lubię go i nie lubię jednocześnie? Chyba tak;d
    W każdym razie cieszę się bardzo, że Sasha jednak choć częściowo zachował sympatię ojca. Nie nazwałabym Lucjusza dobrym rodzicem, ale to jednak rodzic, i Sasha, jako dziecko, zawsze będzie u niego szukał choćby najmniejszej aprobaty. Na szczęście Lucjusz miewa jakieś przebłyski czegoś w stylu rodzicielskiej czułości...

    W tym rozdziale przypadła mi też do gustu opowieść Fabiana o klanach i o tym, jak funkcjonują. Niezwykle precyzyjnie pomyślana: widać, że half-theos tworzone jest profesjonalnie. Duzy plus ode mnie za tak przemyślaną fabułę.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawno tu nie zaglądałam ;/ i żałuje bo akcja rozwinęła się niesamowicie wszystko jest super opisane klany podróż Fabiana no CUDO!.Od ostatniego razu twoje umiejętności pisania są super!.Przez akapity które wstawiłaś czyta się super,lżej .Podoba mi się opisana kłótnia w pociągu między Fabianem a Wiktorią.Super.Będe tu musiała ,jest trochę błędów ale jak się wczytasz to po pewnym czasie nie zwracasz na nie uwagi bo fabuła wciąga niesamowicie ;)
    Serdecznie zapraszam do mnie http://yuki75.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam już wcześniej przeczytać ten rozdział, ale zajrzałam do Dropsika. Miałam tylko dwa zdania przeczytać... Jak to ja przeczytałam całość :) A potem już skomentowałam i wykład się skończył. Cóż mi pozostało? Poczekać do wieczora :)

    No i jestem! Bardzo podobał mi się ten rozdział i nie potrafię Ci powiedzieć dlaczego. Być może z powodu tego, że było bardzo dużo o Fabianie. W skali swojej dupkowatości, dzisiaj wyszedł na człowieka :) Dał Wiktorii swoje rękawiczki, wziął bagaże i zajął się organizacją. Jest napuszonym bufonem, ale w tej części pokazał odrobinę swojej ludzkiej twarzy :) Może go nawet trochę bardziej polubię?
    Albo mi się wydaje, albo Luka potęguje dupkowatość Fabiana. Jak Fabian jest z Wiktorią jest taki... Łagodniejszy w obejściu. Przeprosił za to, że ona jest obiektem, na którym wyrzuca swoje frustracje i zmartwienia, a do tego obiecał, że pokaże jej ludzkie miasto.
    Można by rzec, że w pewien sposób był... uroczy :P
    Ale tylko w pewien sposób i tylko można by rzec :P

    No i przewinęli się dwaj Azjaci od Utopii: Kira i Takeru. Baaaardzo nachalnie próbowali przeciągnąć Wiktorię na swoją stronę, ale to nie to mnie martwi. Bardziej to: Co oni robią w tym samym pociągu co Wiktoria i Fabian?
    Ja nie wierzę w przypadki, a tym bardziej w przypadki kiedy główni bohaterowie spotykają tych złych :P

    Dzisiaj już chyba nie zdążę przeczytać VI rozdziału, ale ciekawość mnie zżera - tyle mogę Ci powiedzieć :P

    Ściskam Cię cieplutko i do napisania! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga Panno Kunegundo,
    muszę przyznać, że Twoje opowiadanie wciąga mnie coraz bardziej. Wykreowałaś kilka naprawdę ciekawych postaci, co dodatkowo podnosi poziom atrakcyjności Twojego opowiadania.
    Naprawdę nie wiem, co mam myśleć o Fabianie. Podczas walki znów ukazał swoje ciemne, chłodne i opanowane oblicze, które pragnie wszystkim udowodnić, że to on, Fabian, tutaj rządzi. A jednak potem, po sprzeczce z Wiktorią, potrafił przyznać się do błędu i nawet zdobył się na miły gest podarowania dziewczynie rękawic.
    Wiktoria jest dla mnie także postacią niejednoznaczną. Nie wiem dlaczego, ale nie jestem jej największą fanką. Dziewczyna wydaje się być trochę rozkapryszona i po prostu dziecinna. Ale to tylko moje zdanie... ;)
    Żal mi też jakoś Sashy... W końcu, na tle Fabiana, on wypada trochę blado. Widać, że zależy mu na aprobacie ojca, ale zarazem doskonale zna swoje słabości i wie, że jeszcze długa droga przed nim. Mam jednak nadzieję, że będzie dalej dzielnie walczył o swoje :)
    Cieszę się też, że Fabian jednak nie pozwolił Wiktorii na spacer w towarzystwie Kiry i Takeru... Trochę to podejrzanie wyglądało, że tak bardzo zachęcali dziewczynę do przeciwstawienia się Fabianowi...
    Uff, mam nadzieję, że już za niedługo uda mi się przeczytać kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń