Po słowach Juliusza, Wiktoria zdała sobie sprawę, że
rzeczywiście wszystko wygląda tak jakby to ona i Fabian dopuścili się tych
morderstw. Była to kolejna dotkliwa strata dla przywódcy, dlatego mało
prawdopodobne, by docierały do niego jakiekolwiek wyjaśnienia. Znaleźli się w
trudnej sytuacji, z której przynajmniej na razie, nie było widać wyjścia.
Nagle ręce Juliusza objęła czarna
mgła, z której zaraz wynurzył się potężny, dwuręczny miecz. Biorąc to za
pozwolenie, dwójka stojąca za nim, również przyzwała broń.
Więc to koniec negocjacji. Pomyślała Wiktoria.
-Juliuszu, zdaje sobie sprawę, iż jest to dla ciebie
bardzo trudna sytuacja, jednak proszę cię abyś nie dał się ponieść emocją.
Wierze, że wspólnie dojdziemy do racjonalnego rozwiązania dzisiejszego zdarzenia
-rzekł uspokajająco Fabian. Jednak, sam musiał nie wierzyć, że przyniesie to
jakiekolwiek rezultaty, gdyż podniósł się z krzesła i prawą rękę ułożył w
wygodnej pozycji do przywołania broni. Następnie spojrzał na Wiktorię, dając
jej tyn samy znak by zrobiła to samo.
Dziewczyna posłusznie wstała z siedziska. Nie sądziła, że
sprawy przybiorą taki obrót. Z każdą chwilą stawała się coraz bardziej
niespokojna. Zdawała sobie sprawę, że Fabian nie poskromi gniewu Richi i lada
moment dojdzie do starcia.
Wiktoria wychowywała się w spokojnych dla jej klanu
czasach, a ze względu na stan zdrowia, stryj nie często posyłał ją na misję.
Dlatego, jeszcze nigdy nie odbyła prawdziwej walki, od której miałoby zależeć
jej życie. To miał być pierwszy, dziewiczy raz. Bała się go, a zarazem czuła
narastającą ekscytacje.
-Myślisz, że po raz kolejny uda wam się uniknąć
konsekwencji swych czynów? -zapytał retorycznie Juliusz. Wyszedł z rogu drzwi i
powolnym krokiem wraz z podwładnymi ruszył w kierunku kuzynostwa. -Nie ważąc na
wszystko inne, tym razem nie popuszczę Adlern, tak jawnego ataku na mój klan.
-Dobrze wiesz Juliuszu, że jeśli teraz zaatakujesz, tym
samym wywołasz wojnę między naszymi rodami.
-Wiem -odpowiedział przywódca Richi, po czym na jego
twarzy pojawił się złowrogi uśmiech.
Nagle jeden z dwójki podwładnych padł na kolana,
chwytając się obiema rękoma za głowę. Wrzeszczał wniebogłosy i zwijał się z
bólu, tuż u stóp krewnych. Wyglądało to, jakby mężczyzna cierpiał katusze z
niewiadomych przyczyn. Jednak Wiktoria, doskonale wiedziała, że jest to
spowodowane mocą Fabiana. Samą siłą woli, doprowadzał członka Richi do
przerażającego bólu, który roznosił się po jego głowie.
Juliusz spojrzał najpierw na podwładnego, a następnie
przeniósł groźny wzrok na Fabiana. Nie zastanawiał się długo. Mocno uderzył
cierpiącego w tył głowy, który natychmiast stracił przytomność.
-Nie będzie dla was litości -oświadczył Juliusz i ruszył
do ataku z wyciągniętym przed siebie mieczem.
Fabian szybko przywołał oręż, który wyłonił się z
czarnych obłoków. Po pokoju rozniósł się dźwięk uderzającego o siebie metalu,
gdy dwa ostrza się skrzyżowały. Zaczęła się zacięta i nierówna walka, w której
Juliusz miał przewagę. Był nie tylko bardziej doświadczony w boju. Przewyższał
Fabiana, również w kontrolowaniu energii, przez co nie był podatny na jego
ataki mentalne.
Zza dwójki walczących wybiegł jeden z podwładnych i
ruszył na Wiktorię.
Dziewczyna widząc zbliżającego się w jej stronę
przeciwnika, szybko przywołała do rąk krótką broń. Następnie przyjęła pozycję
obronną, wyciągając sztylety przed siebie. Dzięki tej postawie, bez problemu
odbiła wymierzony w nią cios i szybko wyprowadziła kontratak. Niestety
przeciwnik uchylił się, przez co straciła równowagę.
Wiktorii serce zabiło mocniej, gdy ujrzała wycelowane w
nią ostrze. W ostatnim momencie zdążyła stanąć równo na nogach, by zablokować
pchnięcie. Jednak agresor nie odpuszczał i zaraz przypuścił na nią kolejną fale
ciosów.
Mężczyzna był od niej znacznie większy i silniejszy fizycznie.
Wiktoria przeważała go szybkością, dzięki czemu była w stanie uniknąć ataków.
Poruszała się niczym tancerka, o pewnych i jakby instynktownych ruchach. Z
pozoru mogło to wyglądać na łatwe, jednakże w rzeczywistości kosztowało
dziewczynę, bardzo dużo energii.
Walka się przedłużała, a Wiktoria zaczęła powoli tracić
siły. Musiała się skupić i jak najszybciej powalić przeciwnika, ponieważ
zmęczona mogła bardzo łatwo popełnić, fatalny w skutkach błąd. A tego za
wszelką cenę, musiała uniknąć!
Poczekała na odpowiednią okazję. W końcu wykorzystała
nieuwagę przeciwnika i wbiła jeden z sztyletów w jego udo, po czym szybko odskoczyła, tym samym unikając spotkania z jego mieczem. Napastnik z rykiem wyciągnął wbity w niego nóż. W tym czasie, wykorzystując okazje Wiktoria szykowała się do kolejnego ataku. Już miała uderzać, gdy
niespodziewanie coś ją oślepiło. Poczuła nagły przypływ ciepła, a zaraz potem
usłyszała krzyk Fabiana. Automatycznie spojrzała w kierunku gdzie walczył jej
kuzyn. W tamtym momencie nogi jakby same się pod nią ugięły. Z niedowierzaniem
patrzyła jak strumień ognia, wydobywający się z dłoni Juliusza, oplata ciało
Fabiana. Nie trwało to długo, jednak wystarczyło, by dotkliwie zranić chłopaka.
Jego ubranie było w strzępach, prawie całkowicie spalone. Ciało czerwone od
żaru i poranione od ran ciętych, zadanych przez Juliusza. Oddychał bardzo
ciężko chwiał się, jakby za chwile miał stracić równowagę i paść na ziemie.
-Fabian! -krzyknęła Wiktoria. Była przerażona stanem
kuzyna. Chciała do niego podbiec i w jakikolwiek sposób mu pomóc. Jednak wtedy
ta troskliwość okazała się jej zgubą i głupotą.
Poczuła ostry ból w okolicach żołądka, gdy przeciwnik
wymierzył w nią silne kopnięcie, po czym z impetem wpadła na ścianie. Osunęła
się na podłogę, nawet nie zauważając, że jej drugi sztylet znika w czarnych
obłokach. Chciała ustać, ale było już za późno. Wrogie ostrze zawisło tuż nad
jej gardłem.
-Przeklęci Adlern! To za mój klan! -warknął stojący nad
nią Richi, wznosząc miecz nad jej głowę.
Dla Wiktorii czas się zatrzymał. Jej umysł, jakby się
wyłączył, ogarnęła go pustka obojętna na zagrożenie. Nie czuła niepokoju, czy
strachu. Ze względu na chorobę, była już od dawna pogodzona ze śmiercią. Nie
stanowiło dla niej różnicy, czy umrze teraz, czy nieco później. Jaki sens miała
walka, jeśli koniec był i tak nieunikniony? Poddała się i zamknęła oczy, niczym
sygnalizując akceptację swego losu.
„Przynajmniej Lukas ma czas, by oswoić się z myślą o
twojej śmierci.” To jedno zdanie nagle pojawiło się w jej głowie i ponownie
wywołało fale emocji. Ogarną ją strach, nie o swoje życie, lecz brata. Obawa
przed tym, że załamie się po stracie kolejnej bliskiej osoby. Za dużo razem
przeszli, by teraz pozostawić go samemu sobie.
W ciągu ułamka sekundy uwolniła drzemiącą w niej energie,
a wraz z nią dała upust swej wyobraźni.
Stojący przed nią przeciwnik, z krzykiem wypuścił z rąk wcześniej
wymierzony w nią miecz. Wiktoria doskonale wiedziała jaki przeraźliwy ból
musiał czuć. Skóra na jego ciele dosłownie się topiła, powoli spływając lub
odrywając się małymi kawałkami. Nie było to prawdą, jedynie iluzją powstałą
przez moc Wiktorii. Kłamstwem wcielonym w życie. Dzięki tej umiejętności
dziewczyna mogła tworzyć obrazy, które widziała jedynie ona i wybrane przez nią
osoby. Była w stanie kontrolować wszystkie zmysły przeciwnika. Niezwykle
skuteczna umiejętność, którą stosowała bardzo rzadko ze względu na konsekwencje
jakie ze sobą niosła. Niemal od razu po jej użyciu poczuła ostre ukłucie w
piersiach. Nie wiedzieć czemu jej choroba stawała się intensywniejsza po każdym
użyciu przez nią mocy.
Wiktoria przeniosła wzrok ze sparaliżowanego przeciwnika
na walczącego kawałek dalej Fabiana. Był w kiepskim stanie, co było szczególnie
widocznie w jego ruchach, które były dużo wolniejsze niż zazwyczaj. Do tej pory
stawiał opór przywódcy Richi, jednak wszystko wskazywało na to, że nie potrwa
to długo. Musiała mu pomóc.
Nie zważając na ból w klatce piersiowej, ponownie
uwolniła energię.
-Fabian! Jak najszybciej odskocz od niego. Zaufaj mi i to
zrób -poleciła Wiktoria. Kuzyn nawet na nią nie spojrzał, jednak ona wiedziała,
że usłyszał wiadomość.
Chłopak jeszcze przez chwile przepychał się z Juliuszem,
a gdy znalazł odpowiedni moment odskoczył od niego na znaczną odległość.
Dziewczyna natychmiast stworzyła kolejną iluzję, która pojawiła się między
nimi. Była to kopia walczącego Fabiana, która miała zająć Juliusza podczas, gdy
ten prawdziwy, wraz z Wiktorią pozostawali dla niego niewidoczni.
-On nas nie widzi, ani nie słyszy. Teraz walczy z twoją
kopią -wytłumaczyła Wiktoria, gdy dostrzegła zdziwienie na twarzy Fabiana.
Jednak co się dziwić? Kuzyn nie mógł widzieć jej iluzji, dostrzegł jedynie
walczącego z powietrzem Juliusza.
Do Fabiana bardzo szybko doszło co zrobiła Wiktoria, gdyż
zaraz spiorunował ją karcącym spojrzeniem. Wiedziała, że jest zły za to, że
złamała zakaz i użyła swych zdolności mentalnych. Jednak jak inaczej miała się
zachować w takiej sytuacji? Gdyby tego nie zrobiła, czekałaby ich nieuchronna
śmierć z rąk Richi.
Fabian szybko, choć kuśtykając przez odniesione rany,
podszedł i kucnął tuż przy niej. Na chwile czujnie spojrzał się na członków
Richi, zapewne sprawdzając, czy na pewno są już nieszkodliwi. Wyglądało to,
jakby kuzyn nie do końca ufał jej mocą, co trochę uraziło Wiktorię.
-Pospiesz się! -powiedziała poirytowana, choć zaraz tego
pożałowała, ponieważ dostała kolejnego ataku kaszlu.
Fabian nic nie powiedział, tylko szybko przetarł sygnetem
jedno z rozcięć na jego ramieniu, tak by krew dostała się do kamienia
teleportującego.
*****
Od dawna wielu uczonych próbowało odkryć tajemnice
kryształów teleportacyjnych, wydobywanych z głębin ziemi. Niestety wiedza na
ich temat nadal pozostaje bardzo nikła.
Posiadają one niezwykłe właściwości. Mianowicie, fragment
pod wpływem krwi jest w stanie przenieść się i rzeczy w najbliższym otoczeniu
na wielkie odległości do głównego kryształu, od którego wcześniej został
oderwany. Podczas teleportacji w głownie rodzi się pustka, a ciało nie odczuwa
nic prócz rozchodzących się po nim dreszczy.
Stan ten był dla Fabiana istną przyjemnością, pozbawioną
bólu i zmartwień. Jednak już kilkanaście sekund później, gdy poczuł ziemie pod
nogami, cierpienie powróciło z impetem i jakby jeszcze większym natężeniem.
Syknął i instynktownie złapał się za zraniony bark. Powoli otworzył oczy
próbując przyzwyczaić się do porannego słońca.
Klęczał obok głównego kamienia dzięki któremu
teleportował się. Był dużym, czerwonym kryształem przymocowanym do ziemi, złotą
obręczą. Stał od wieków na terenie obecnej siedziby głównej, klanu Adlern.
-Wiktoria, jak się czujesz? -zapytał odwracając się w
stronę kuzynki.
Leżała na ziemi, blada i brudna na ustach od krwi. Miała rozczochrane włosy i ciężki oddech. Przez
rozdarte ubrania widać było kilka niewielkich ran ciętych. Jednak to nie o nie Fabian się martwił.
-Nic mi nie jest - odpowiedziała Wiktoria, nieporadnie
próbując usiąść i zaraz zaczęła kaszleć opluwając się własną krwią.
-Właśnie widzę. - Fabian wstał i wyciągnął do niej rękę:
-Chodź, pomogę ci.
Gdy chwyciła jego dłoń pomógł jej wstać, a następnie
wziął ją na ręce i powolnym krokiem ruszył w stronę dworku. Wiktoria jeszcze
nigdy nie wydawała się taka ciężka, tym bardziej że od dobrych paru lat zmagała
się z niedowagą.
Rana w barku bolała niemiłosiernie, tym samym
przypominając o porażce jaką odniósł w walce z Juliuszem. Jeszcze nigdy nie
czuł się tak bezbronny w starciu z przeciwnikiem. Przywódca Richi był od niego
silniejszy głównie przez doświadczenie bojowe, a także rozwiniętą energie
mentalną. Była ona na bardzo wysokim poziomie, przez co Fabian nie był w stanie
użyć na nim swych mocy. Było to jedno z ograniczeń rzemiosła klanu Adlern - ich
technika nie działała na osoby z wyższym stopniem energii od nich.
Wiktoria wyglądała na coraz słabszą, z jej ust nadal
ciekła strużka krwi, a kaszel nie ustępował. Czuł się odpowiedzialny za stan w
jakim się znajdowała. Był jej opiekunem, a dał ciała na całej linii. Przez
swoją bezsilność w starciu z Richi, poniekąd zmusił ją, by użyła swych
zdolności mentalnych. To on powinien ją chronić, a tym czasem stało się
inaczej.
-Nie musisz mnie nosić. Daj mi tylko złapać oddech i sama
sobie poradzę - wykrztusiła Wiktoria, która jak zwykle nie chciała dać sobie
pomóc. Jednak Fabian szedł dalej ignorując to, tym bardziej, że dziewczyna nie
miała nawet sił, by wyrwać się z jego objęć.
-Wiesz, że nie powinnaś używać mocy - powiedział po
chwili.
-Fabian, przecież...
-Jednak dziękuje ci za to.
Wiktoria przez moment wyglądała na zaskoczoną, ale zaraz
na jej buzie wdarł się rozbawiony uśmiech.
-Nie sądziłam, że kiedykolwiek zostanę pochwalona za
złamanie zasad, szczególnie przez ciebie kuzynie - wydyszała i ponownie
zakaszlała, nieznacznie plując krwią.
-Nie bój się, to był pierwszy i ostatni raz - powiedział
cicho Fabian, jakby sam do siebie.
Wiktoria uśmiechnęła się niemrawo na te słowa, jednak
zaraz zadowolenie zniknęło z jej twarzy, a zastąpił je niepokój.
-Powiesz stryjowi? - zapytała niewyraźnie.
-Wiesz, że nie mam w zwyczaju ukrywania czegokolwiek
przed ojcem, choć w tym przypadku sam chciałbym zrobić wyjątek. Niestety, jako
członek klanu, mam obowiązek poinformować jego przywódce o tego typu
zdarzeniach.
Wiktoria jęknęła z zawodem. Już dawno temu dostała
wyraźny zakaz używania zdolności mentalnych, jako że nasilały jej chorobę.
-Czyli mam kłopoty -westchnęła.
-Postaram się załagodzić sytuacje.
Byli już prawie pod domem, gdy zauważyła ich jedna ze
służek. Osłupiała widząc rannego Fabiana i na wpółprzytomną Wiktorie,
spoczywającą w jego ramionach.
-Paniczu, co się stało? -spytała nerwowo służka.
-Gdzie znajdę mego ojca? -Fabian ją zignorował, mimo że
powinien upomnieć służkę za jej impertynencję. Plebs nie powinien zadawać
pytań, tym bardziej prywatnych. Taka dociekliwość była równoznaczna z brakiem
szacunku wobec klasy uprzywilejowanej. Jednak on nie miał ochoty, ani czasu by
zajmować się takimi błahostkami.
-Jest w gabinecie -odpowiedziała kobieta, a gdy byli już
na ganku domu, szybko pobiegła do drzwi wejściowych by otworzyć je przed
Fabianem.
Wszedł przez nie i od razu skierował krok ku gabinetowi
ojca. Po drodze spotkał jeszcze dwie służki, które wyglądały na wyraźnie
zaskoczone ich widokiem, jednak powstrzymały się od zadawania zbędnych pytań.
Drzwi do gabinetu otworzył łokciem. Wziął głęboki oddech
i wszedł do środka.
-Mówiłem, żeby mi nie przeszkadzać - rzekł Lucjusz nawet
nie patrząc w ich kierunku. Siedział przy biurku zajmując się czytaniem i
wypełnianiem sterty dokumentów. Widać było, że "papierkowa robota"
nie należy do jego ulubionych czynności, ponieważ mimo iż był dopiero ranek to
jego wyraz twarzy już był markotny.
-Może przyjdziemy później -spytała cicho Wiktoria, na co
Fabian pokręcił głową.
-Przepraszam ojcze, jednak myślę, że jest to bardzo ważna
sprawa, z którą nie powinniśmy czekać.
Na te słowa Lucjusz podniósł na nich wzrok. Mimo
fatalnego stanu w jakim się znajdowali mina ojca pozostała niezmienna. Jak
zwykle przyjmował wszystko na zimno.
-Musi być ci ciężko. Połóż Wiktorie na fotel.
Fabian posłusznie wykonał polecenie i ostrożnie wypuścił
kuzynkę z objęć, po czym sam zajął miejsce na siedzeniu obok.
-Posłałeś po medyka?
-Nie ojcze, od razu skierowałem się do ciebie.
Lucjusz podniósł się i na krótką chwile opuścił gabinet.
-Co się stało? -zapytał niezwłocznie, gdy wrócił. Usiadł
za wielkim biurkiem na przeciwko i zawiesił na nich badawczy wzrok. Kiedyś te
nic niezdradzające oczy wprawiały Fabiana w onieśmielenie. Wystarczyło jedno
lodowate spojrzenie Lucjusza, by wywołać całkowite posłuszeństwo u syna. Wtem
czas nawet słowa były zbędne. Wiele lat minęło nim Fabian zdołał przyzwyczaić się
do nich i stłumić emocję jakie u niego wywoływały.
Pokrótce opowiedział ojcu jak wyglądał ich pobyt u Richi
i co doprowadziło do stanu w jakim się znaleźli.
Lucjusz przez dłuższą chwile nic nie mówił, tylko zerkał
to na Fabiana, to na Wiktorię.
-Przepraszam stryju. Wiem, że zakazałeś mi używania mocy,
a ja to zlekceważyłam -przerwała cisze Wiktoria.
-Nie pochwalam tego, jednak możliwe, że byście zginęli
gdybyś tego nie zrobiła.
-Ojcze to ja byłem odpowiedzialny za tą podróż, w dodatku
moja niemoc zmusiła Wiktorię do użycia swoich zdolności. Dlatego przyjmę na
siebie wszystkie konsekwencje -wtrącił Fabian. Wiedział, że zawiódł ojca. Nie
potrafił nawet obronić Wiktorii, nie wspominając już o zawarciu traktatu
pokojowego z Richi. Już dawno nie czuł takiego wstydu i upokorzenia. Jak miał
przejąć odpowiedzialność za cały klan i zapewnić mu bezpieczeństwo, po takim
niepowodzeniu?
-Juliusz to silny przeciwnik, jest bardziej doświadczony
w walce niż ty, Fabianie. Nic więc dziwnego, że nie dałeś mu rady.
Słowa ojca wcale nie podniosły go na duchu. Miał
wrażenie, że w ciągu tych dwóch dni wyjazdu znacznie stracił w oczach ojca.
-Zastanawia mnie kto i po co zamordował tą dwójkę Richi
-pomyślał głośno Lucjusz.
-Nie wiemy stryju. Dla nas samych było to dużym
zaskoczeniem -odpowiedziała niemrawo Wiktoria. Miała zaschniętą krew na ustach,
na szczęście świeża już nie ciekła. Nadal była blada i źle wyglądała, jednak
zaczęła uspokajać się i spokojniej oddychać.
-Ilu ludzi widziało twoje moce, Wiktorio?
-Dwóch -odpowiedziała dziewczyna, choć nieco zdziwiona
zadanym pytaniem.
-Rozumiem.
Nagle do gabinetu, niczym huragan wpadł Luka. Był
wyraźnie roztrzęsiony i wściekły.
-Gdzie jest moja siostra! -wrzasnął nie mogąc znaleźć
wzrokiem Wiktorii, która leżała skryta w fotelu.
-Tu jestem. Nic mi nie jest.
Luka szybko do niej podbiegł. Miał roztkliwioną minę, gdy
zobaczył w jakim stanie jest Wiktoria. Czule wytarł jej krew z podbródka, jakby
była małym dzieckiem brudnym od czekolady. Na krótką chwile przytulił ją do
siebie, a zaraz potem zaczął jeździć wzrokiem po jej ciele, lustrując
odniesione przez nią rany.
-Co się stało? Jedna ze służek powiedziała mi, że
widziała cię w bardzo złym stanie i z tego co widzę miała racje.
-Nic takiego, po prostu znowu miałam atak -skłamała
Wiktoria.
-Chce wiedzieć co się stało! Nie róbcie ze mnie kretyna.
Przecież widzę, że masz rany cięte na ciele.
Fabian wiedział, że Wiktoria nie chce powiedzieć bratu
prawdy, by ten za nadto się nie martwił. Luka był bardzo przewrażliwiony na jej
punkcie odkąd zachorowała. Dodatkowo, zapewne próbowała go kryć przed bratem,
ponieważ gdy Luka dowie się co tak naprawdę zaszło to zapewne całą swoją złość
skieruje na niego. Jednak Fabian nie miał zamiaru tego ukrywać, chciał ponieść
wszelkie konsekwencje swojej porażki.
-Podczas próby podpisania traktatu pokojowego Richi nas
zaatakowało. Wiktoria użyła mocy, by nas stamtąd wydostać, inaczej byśmy
zginęli -wyjaśnił Fabian, na co kuzynka posłał mu zirytowane spojrzenie.
Luka przez chwile patrzył na Fabiana z niedowierzaniem,
ale zaraz znów wybuchnął gniewem.
-Jak to użyła mocy, co masz na myśli?!
-Zaatakował nas klan Richi. Jego przywódca okazał się dla
mnie za silny i nie dałem rady go pokonać. Gdyby nie Wiktoria zapewne byśmy
zginęli. Uratowała nam życie.
Po wyjaśnieniach Fabiana, wściekły Luka zaczął chodzić w
tą i z powrotem. Dłonie na zmianę zaciskał w pięść, to rozluźniaj, próbując w
ten sposób się uspokoić. Fabian rzadko kiedy widział kuzyna w takim stanie.
Zwykle nie przejmował się niczym i podchodził lekceważąco do każdej sprawy, nie
ważne jak istotnej dla klanu. Dopiero, gdy chodziło o Wiktorię, Luka jakby
zmieniał się w inną osobę, stając się gwałtownym i nadwrażliwym.
-Cholera, przecież wiesz, że jej choroba się wzmaga gdy
używa mocy -wycedził przez zęby.
-Luka, uspokój się! Zaraz przyjdzie medyk, który ją
przepada i opatrz rany -powiedział Lucjusz, który cały czas przyglądał się
sytuacji.
-Jak mogłeś ją ze sobą zabrać?! -wrzasnął Luka, w ogóle
nie zwracając uwagi na upominającego go stryja.
-Obiecuje, że to już nigdy więcej się nie powtórzy
-powiedział Fabian.
Luka nie wytrzymał. Podbiegł do Fabiana i chwycił go za
resztki koszuli, która na nim została. Mocne szarpnięcie pogłębiło ból w barku.
Jednak Fabian nie miał zamiaru stawiać oporu, zasłużył na to by odczuć na sobie
gniew kuzyna.
-Osobiście tego dopilnuje. Możesz być pewien, że już
nigdy nie spuszczę oka z mojej siostry.
-Lukasie, puść go! -warknął Lucjusz.
Luka jeszcze przez chwile mierzył Fabiana wrogim
spojrzeniem, po czym spełnił polecenie stryja. Podszedł do siostry i ostrożnie
wziął ją na ręce.
-Nie musisz mnie nosić, sama sobie poradzę -upierała się
dziewczyna, jednak Luka ją zignorował i szybko opuścił gabinet stryja.
Fabain został sam z ojcem. Chyba nigdy nie czuł się tak
niezręcznie w jego towarzystwie, nie wiedział nawet co powiedzieć. Domyślał
się, że ojciec go nie ukaże za niepowodzenie misji, a mimo to czuł się jak
dziecko czekające za karą.
-Poinformowałem cały klan o naszych ciężkich relacjach z
Richi. Dlatego, gdyby doszło do jakiegokolwiek kontaktu z nimi natychmiast
zostałbym o tym poinformowany -wyjaśnił ojciec, po chwili zastanowienia,
uważnie mu się przyglądając. -Wiesz co to oznacza?
Fabian przez chwile zastanawiał się, analizując całe
zajście. Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
-Można by pomyśleć, że Richi planowało już od początku
zaatakować mnie i Wiktorie, a zawarcie traktatu było tylko pretekstem zwabienia
nas. Jednak nie mieliby z tego żadnych korzyści, prócz zemsty. W dodatku
zaatakowaliby nas, lub wzięli w niewole w nocy podczas snu, gdy byliśmy
najbardziej bezbronni.
-Druga opcja? -zapytał Lucjusz.
-Ktoś próbuje wrobić nas w zabójstwo i doprowadzić do
pogłębienia konfliktu z Richi.
_________________________________________
Trochę minęło od
ostatniego postu udostępnionego na Halft Theos. Dlatego przepraszam Was, drodzy czytelnicy, za prawie półroczne zaniedbanie z
mojej strony.
Tak przy okazji, ogromnie
chciałabym podziękować Tosi z http://werewolf-fullmoon.blog.pl,
za przypomnienie mi o moich obowiązkach (które zresztą sama sobie
kiedyś nałożyłam) związanych z prowadzeniem bloga. Dziękuje Ci
za pokazanie mi, że naprawdę są osoby, które wciągnęło Halft
Theos :D
Chce jeszcze poinformować,
że moja współautorka zrezygnowała, przez co będę jedynym twórcą
kolejnych rozdziałów HT.
Pozdrawiam
Panna Kunegunda
Cześć :)
OdpowiedzUsuńOdpisuję na twój komentarz na moim blogu :> Bardzo się cieszę, że ci się poniekąd podoba i mam ogromną nadzieję, że będziesz czytać dalej i cię nie zawiodę.
Masz rację, fabuła jest naprawdę naciągana, a to podobieństwo do "romansowych" mang było tak naprawdę celowe. Bardzo lubię jak opowiadanie ma w sobie coś serio dziwnego, niespotykanego, dlatego też postanowiłam coś takiego stworzyć :)
Przechodząc do twojego blogu (jak już tu jestem to warto coś napisać). Bardzo podoba mi się szata graficzna. Treści jeszcze (przyznaję się) nie czytałam, ale mam zamiar przeczytać (naprawdę!). Po prostu aktualnie nie mam możliwości, poza tym jem śniadanie. W każdym razie kiedy tylko będę miała chwilę czasu to zajrzę!
Pozdrawiam,
Setsu :>
Witam ponownie!
OdpowiedzUsuńBardzo przepraszam, że znowu piszę pod tym wpisem. Mam nadzieję, że wybaczysz!
Heh, cóż. Dzięki za poprawę błędów :) Reszta rozdziałów pewnie ma podobne błędy, ale od teraz postaram się ich unikać! Jeszcze raz bardzo dziękuję :>
Pozdrawiam
Setsu
Kochana,
OdpowiedzUsuńten rozdział był fenomenalny! Nie wiem, kiedy ostatnio jakiekolwiek opowiadanie trzymało mnie w takim napięciu... Scena walki była po prostu rewelacyjna - miałam wszystko przed oczami. Czułam się tak, jakbym to ja była walczącą Wiktorią. Wow, przeniosłaś mnie na moment do zupełnie innego świata. Wciąż nie potrafię ochłonąć.
Wiktorii należą się gromkie brawa za odwagę i bohaterstwo. Była gotowa poświęcić własne życie, aby pomóc Fabianowi. W sumie, także i sobie. Gdyby nie jej moce, oboje na pewno by zginęli.
Cieszę się, że oboje przeżyli to starcie, chociaż w pewnym momencie naprawdę pomyślałam, że nie mają oni już żadnych szans... Mimo to, i tak jest mi jakoś przykro... Użycie mocy przez Wiktorię bardzo ją osłabiło. Jej choroba może ja teraz zaatakować z podwojoną siłą, co naprawdę mnie martwi. A Fabian? Fabian odniósł kolejną porażkę, co na pewno mocno się na nim odbije. Pragnie być ideałem, co jednak nie zawsze wychodzi. Dodatkowo pokazał Lucjuszowi swą słabość... To na pewno bardzo go bolało.
No właśnie - Lucjusz. Czy jestem jedyną Czytelniczką, którą przeraża ta postać? On jest taki... zimny, bez emocji i po prostu... sama nie wiem. Boję się go. Fabian i Wiki, cali poturbowani, wpadają do jego gabinetu, a on wciąż nic. Jakby nic się nie stało. Jakby próba ich zabicia była czymś najzwyklejszym na świecie. Ja nie mogę! Jak można być takim zimnym draniem? Jak można nie mieć w sobie żadnych emocji? Cienia współczucia, czy zmartwienia? Nie potrafię tego pojąć...
Mam jednak nadzieję, że Wiki i Fabian szybko się z tego wyliżą. I że tajemnicza śmierć członków klanu Richi zostanie wyjaśniona.
Pozdrawiam serdecznie!
P.S. Chciałam jeszcze bardzo serdecznie podziękować za te wszystkie fantastyczne komentarze pod moim opowiadaniem. Nawet nie wiesz, ile one dla mnie znaczą. Dajesz mi siłę do dalszego pisania. I bardzo Ci za to dziękuję.
UsuńAha, zapomniałam też odpowiedzieć na Twoje ostatnie pytanie: tak, zgadzam się na spisanie interesującej Cię części mojego opowiadania. To będzie dla mnie naprawdę wielki zaszczyt :) Cieszy mnie to, że ktoś lubi to, co robię :)
Ściskam mocno! :)
Moja Droga Panno Kunegundo!
OdpowiedzUsuńDługo się zbierałam na ten komentarz, ale wspominałam Ci, jak ostatnio szaleńcze życie mam. Mam nadzieję, że wybaczysz. O reszcie, pisałam Ci w mailu :)
Ogromnie dziękuję za tych kilka miłych snów na końcu rozdziału. Nie masz pojęcia jak mi się cieplej na serduszku zrobiło, gdy to przeczytałam. Owszem - HT bardzo mnie wciągnęło i już nie raz Ci o tym pisałam. To jest opowiadanie, którego łatwo nie odpuszczę (chce tą książkę na półce!), a poza tym - zdążyłam już do Ciebie zapałać sympatią :))
Ja jestem jednak zwolenniczką pisania bloga przez jedną osobę, mam wrażenie, że jest większy porządek. Na pewno jakoś tego rozdziału nie ucierpiała, ale o tym zaraz napiszę :P
A teraz, przechodząc do konkretów:
Mam wrażenie, że komuś bardzo zależy żeby Richi i Adlern wzajemnie się powybijali. I tutaj trudno jest mi cokolwiek prognozować, bo nie znam pozostałych klanów i ich stosunków politycznych do siebie nawzajem. Nie mogę się dziwić Juliuszowi za jego impulsywną reakcję. Ma w domu dwójkę gości i giną jego ludzie. Facet dostał szału, a zgadzam się z Fabianem - nie miał żadnego celu w tym, żeby zabić własnych ludzi. Mógł wywołać konflikt bez ponoszenia takich kosztów.
Z drugiej strony, Juliusz jest odrobinę nielogiczny... Wiem, że władał nim gniew, ale powinien się zastanowić - jak Fabian i Wiktoria mieliby czelność zabić kogoś z Richich w posiadłości Richich. Uciekli tylko cudem i to ogromnym kosztem. Pomijam Wiktorię, która była niespodzianką dla wszystkich (jej moce), ale Fabian jest pocięty i cały poparzony. Mogli nie wyjść z tego żywi...
Fabian, który w początkowych rozdziałach zachowywał się jak rasowy dupek, z każdą linijką pisanego przez Ciebie tekstu wydaje mi się coraz... Bardziej do serca, tak powiem. Z jednej strony ma przewodzić klanowi, z drugiej pragnie by ojciec był z niego ze wszech miar dumny, a poza tym... naprawdę troszczy się o Wiktorię. I jakkolwiek Luke nie obwinia go o to, że Wiki użyła swoich mocy to Fabian robił wszystko by Ona była bezpieczna. Nie mam mu absolutnie nic do zarzucenia. Podobnie jak Lucjusz, który raczej jest skłonny do wymierzania kar bez zrozumienia dla ludzi (tylko w obronie zasad) odstąpił całkiem od kary dla Wiktorii i Fabiana bo rozumiał groźną sytuację w jakiej ta dwójka się znalazła.
FENOMENALNY opis walki! Mówię o walce Fabiana i Juliusza, choć walka Wiktorii z przybocznym też w niczym nie ustępowała potyczce kuzyna.
W ogóle Twój warsztat jest BARDZO DOBRY! Mam wrażenie, że uczyniłaś ogromny (!!!) postęp od kiedy napisałaś ostatnią linijkę poprzedniej części... Serdecznie i z całego serca gratuluję :))
Znalazłam kilka literówek (max. 3), ale oczywiście ich sobie nie wypisałam podczas czytania i nie mogę ich nigdzie znaleźć :P
Jestem ogromnie ciekawa, jaki krok podejmą teraz Richi i czy Lucjusz skontaktuje się z Juliuszem.
(wspaniale imiona dla przywódców klanów, takie dostojne :))
No i, coraz bardziej jestem zdania, że Lucjusz właśnie znalazł męża dla Wiktorii, a mianowicie Fabiana :P
Z ogromną niecierpliwością czekam na kolejną część!
http://rainydarknesswiththebookodshadow.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam . :3